poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 53

Weszłam do budynku szkoły. Mimo, że do końca roku szkolnego pozostało nam zaledwie kilka dni, uczniów było całkiem sporo. Skierowałam się do mojej szafki, gdzie miałam zamiar zabrać swój segregator z notatkami.
Przepchnęłam się przez tłum uczniów, którzy śpieszyli się do swoich klas na lekcje. Stanęłam obok szafki, opuszczając swoją torbę pod nogi. Wyciągnęłam segregator w palmy, zatrzasnęłam drzwiczki, po czym schyliłam się po moją torebkę.
Według planu lekcji miałam mieć teraz matematykę ze Stylesem. Uśmiechnęłam się na myśl, że po raz kolejny będziemy sobie stroić żarty z nauczycielki. Tuż przed klasą założyłam kosmyk moich włosów za ucho. Pchnęłam drzwi, odszukałam Harry'ego wzrokiem. Chłopak siedział w naszej ławce grając na telefonie. Szybkim krokiem dotarłam na swoje miejsce, po czym szturchnęłam chłopaka w ramię, zwracając na siebie uwagę.
- Co tam?
- W sumie to ni...- na telefon chłopaka przyszedł sms. - Albo jednak nie nic.
Podniosłam jedną brew patrząc podejrzliwie na przyjaciela. Chłopak otworzył wiadomość, na telefonie i przeczytał zawartość. Uśmiechnął się do komórki.
- Dzisiaj wyścig. Będzie zabawa.
- Pewnie będę czekać na Nialla w domu. - powiedziałam
- Czekaj u mnie. I tak pewnie do mnie wszyscy przyjdą po wyścigu. - włożył telefon do kieszeni spodni.
- Okey.
- Kurde zastanawiam się czy nie wynająć mieszkania. - westchnął.
- Ja tak samo, mama mówi, że nie utrzyma sama całego domu, powiedziała, że czeka nas przeprowadzka. Stwierdziłam, że skoro i tak czy siak za niedługo będę musiała się wyprowadzić to czemu nie teraz. Mama zamieszka sobie w jakiejś małej kawalerce, a ja poszukam sobie swojego kącika. - powiedziałam rysując domek na kartce.
- Poszukamy razem. Może będziemy sąsiadami. - przybiliśmy sobie żółwika zanim do klasy wkroczyła nauczycielka.
Kobieta postanowiłam dać nam wolną lekcję, więc wyjęłam komórkę i zaczęłam sprawdzać po kolei jak leci, wszystkie aplikacje na telefonie. Najwięcej czasu zajął mi Tumblr i Twitter. Gdy zaczęło mi się nudzić, włączyłam wyszukiwarkę w telefonie i wpisałam „Mieszkanie do wynajęcia”. Na mojego pecha, były albo jakieś rudery, które zawaliłyby się mi na moją głowę zaraz po przekroczeniu progu drzwi, albo luksusowe apartamenty, na które nie było mnie stać.
Gdy zadzwonił dzwonek wyszłam z Harrym na korytarz szkolny gdzie było już kilkoro uczniów. Teraz miałam mieć fizykę z Niallem ale zapowiadało się, że będę siedzieć sama, bo mój chłopak postanowił nie przychodzić do szkoły. Okazało się, że będzie jakieś rozdanie nagród więc po raz kolejny spotkałam się z Loczkiem na trybunach. Usiadłam na krześle po turecku i zaczęłam jeść pianki, gdy usłyszeliśmy z Harrym głos Blair. Dziewczyna pomachała do nas, po chwili siedziała obok Harrego całując się z nim.
- Nie połknijcie się, co? - poprosiłam patrząc na nich spode łba.
- Nie musisz być nie miła. - Blair wydęła usta.
- To było za wczoraj. - puściłam jej oczko a do sali wszedł dyrektor. Facet jak zwykle był w gajerze, ale według uczniów wyglądał beznadziejnie z jego odstającym brzuchem. Westchnęłam ciężko, ponieważ wiedziałam, że ta uroczystość a biorąc pod uwagę godzinną wypowiedź dyrektora to będziemy tu siedzieć wieki.

Podnieśliśmy tyłki z krzeseł i od razu zaczęliśmy je masować. Chyba już wiedziałam dlaczego Niall nie przyszedł do szkoły. Siedzenie na sali z dyrem, który przynudza to hardcorowe zajęcie.
Wyszliśmy z sali. Była godzina 16.00 więc udaliśmy się w czwórkę na lody. Harry postanowił zapłacić o co wybuchła wojna między nim a Blair. W końcu blondynka uspokoiła się i zajęliśmy miejsce w lodziarni.
- Blair czekasz dzisiaj ze mną na tych kretynów czy idziesz na wyścig? - zapytałam moją przyjaciółkę.
- Chyba idę oglądać tych downów. - pokazała łyżeczką na Harrego.
- Ale ja zostanę z tobą. - usłyszałam głos Larry.
- Dzisiaj nie monitorujesz wyścigu?
- Nie mam ochoty, wolę wywalić kopyta na kanapę i oglądać po raz setny „Kubusia Puchatka”, niż oglądać mega ekscytujące, nielegalne wyścigi, w których startują jacyś frajerzy. - zabrała mi łyżeczkę z ręki i nabrała sobie lodów.
- Masz coś do „Kubusia Puchatka”?
- A jak mam coś do Disneya. - prowokowała mnie.
- Ooo, to będzie fight. - wypalił Harry.
- Wiem, że lubisz Disneya. Sama zaciągnęłaś mnie na zaplątanych. - pokazałam jej język. - A to...- zabrałam jej łyżeczkę od moich lodów. - ...jest moje.
- Chodź frajerko idziemy do ciebie, a potem do Harry'ego. - pozwoliła mi dokończyć lody i pociągnęła mnie za rękę do wyjścia lodziarni.
Larra miała w planach wieczór filmowy, więc zaraz przed powrotem do domu zatrzymałyśmy się z sklepie spożywczym i poszłyśmy nakupić dużo słodyczy. Oczywiście wybuchła wojna, czy oglądamy coś z mojego zbioru filmów czy jedziemy do videoteki, w końcu wygrałam ja, mówiąc, że będzie chciała wybrać film, którego na pewno nie będę oglądała.
Do mojego domu przyjechałyśmy o godzinie dziewiętnastej, gdzie zaczęłyśmy robić babeczki do Harry'ego, bo znając życie chłopcy rzucą się na jedzenie zaraz po wyścigu. Podczas gdy nasze wypieki były w piekarniki, razem z Larrą postanowiłyśmy umyć sobie ręce i przebrać się w ciuchy na ewentualną imprezę.
- Ej Larra! - zawołałam do przyjaciółki, która krzątała się po łazience.
- Słucham? - wychyliła głowę z łazienki.
- Załóż tą bluzkę co? - rzuciłam jej o koszulkę bez ramiączek z nadrukowanym kwiatem wychodzącym z biodra. Dziewczyna ściągnęła z siebie czarną bokserkę i założyła bluzkę. Jedną rękę położyła na biodrze a drugą ugiętą w łokciu oparła o głowę i wyszczerzyła swoje zęby.
- Co ty robisz? - zapytałam, gdy Larra wciąż stałą w tej samej pozycji.
- Wyrywam. - rzuciłam w nią spodenkami.
- No chyba chwasty. - bliźniaczka schowała rękę do kieszeni udając że czegoś szuka by następnie pokazać mi środkowy palec. Wróciłam do rozczesywanie swoich włosów, gdy poczułam zapach spalenizny.
- Kurwa! Babeczki. - pisnęłam i nie wyciągając szczotki z włosów popędziłam do kuchni. W całym pomieszczeniu było pełno dymu, aż dziwne, że alarm przeciw pożarowy nie zadzwonił. Otworzyłam wszystkie okna, po czym uchyliłam drzwiczki od piekarnika. Poczułam zapach spalonych babeczek. Jęknęłam głośno wyciągając ciastka na stolik.
- No wiedziałam. - zaśmiała się Larra.
- Przynajmniej nie z grubniemy. - wzruszyłam ramionami.
- Taaaa...nie lubię jak tak mówisz, przypomina mi się twoja choroba. - westchnęła i zajęła miejsce obok mnie podbierając się pod boki. - Spójrz, niektóre są niespalone. Połóż je na osobnym talerzu a resztę się wywali. - powiedziała moja przyjaciółka, podając mi biały półmisek.
Zaczęłyśmy przekładać wypieki do naczynia, gdy mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na ekran, i zobaczyłam zdjęcie cioci; mamy Deana. Odebrała telefon, uruchomiłam głośnik, po czym położyłam aparat na stole.
- Hej ciociu, coś się stało? - zapytałam.
- Dzień dobrzy prze pani. - bliźniaczka przywitała się.
- Cześć dziewczynki, miło cię słyszeć Larro. Winter mam do ciebie sprawę. - usłyszałam głos ciotki
- Słucham. - oznajmiłam patrząc jak Larra parzy sobie palce jedną z babeczek, i robi głupie miny, bo ciastko było dla niej za gorące.
- Postanowiliśmy z wujkiem uporządkować pokój Deana i znaleźliśmy płytkę z napisem „na 19 urodziny Winter”. Skarbie nie obraź się, oglądnęliśmy ten filmik, i można powiedzieć, iż mój syn zostawił testament. Chcąc nie chcąc musisz wpaść do Nowej Zelandii. - patrzyłyśmy z Larrą w bezruchu, mojej przyjaciółce wypadła babeczka prosto na ziemię a mi odebrało mowę.
Jaki kurwa filmik? Jaki kurwa testament? Dean, czyś ty kurwa umarł celowo?! Miliony myśli i uczuć przeszły przez moje ciało, nie wspominając o mocnych dreszczach na plecach. Poczułam, że robi mi się słabo. Usiadłam na krześle podbierając ręką głowę. Mój wzrok skupił się na słuchawce. Larra usiadła obok mnie, przybierając podobną pozycję do mojej.
- A...ale ja..jak to? -wyjąkałam.
- Skarbie, to nie jest sprawa na telefon, musisz to oglądnąć, a że to jest jego testament to radziłabym ci przyjechać od razu z jakimś prawnikiem, bo to jest dość ciekawe. - westchnęła ciężko ciocia. - Daj mi znać jak będziesz się tu wybierać. Pa słonko. - usłyszałyśmy z Larrą potrójny dźwięk oznaczający zakończenie rozmowy.
Tkwiłyśmy w bezruchu do puki do domu nie wpadł Dylan. Stanął w drzwiach kuchni i oparł się o framugę drzwi.
- Co ty cicho jak na stypie?
- Co masz zamiar zrobić? - dziewczyna zignorowała brata.
- Pojadę tam, mam jakieś inne wyjście. Ten kretyn zostawił mi testament, planował tą śmierć? Czy jak? - zaczęłam się głupio śmiać ze łzami w oczach. - To jest chore! Czego on mi jeszcze kurwa nie powiedział!
- Chwila coś mnie ominęło? - Dylan podszedł do mnie i zaczął mi masować plecy wiedząc, że to pomoże mi się rozluźnić.
- Dean zostawił testament, z czego wynika że...-nie dokończyłam dławiąc się słowami.
- Nie rozumiem. - westchnął chłopak.
- Dean wiedział, że umrze. - Larra wypaliła prosto z mostu, a Dylan zastygł.
- Idę zadzwonić do Mii i Lilah. - wyszedł z pomieszczenia.
Siedziałyśmy z Larrą w ciszy, dziewczyna rozgrzebała kolejną babect5tzkę na papkę a ja patrzyłam jak zaczarowana na bitą śmietanę na jednym z ciastek. Dylan wrócił do pokoju i zajął miejsce obok naszej dwójki. Jednak nie usiedział długo, bo po chwili wstał by przynieść alkohol barku mojej mamy. Tak, to było coś czego potrzebowałam, mocny alkohol. Wypiliśmy po kieliszku bez popity po czym wybraliśmy się w trójkę do Harolda.
Gdy dotarliśmy chłopaka nie było, więc wyciągnęłam klucze z kwiatków, po czym otworzyłam drzwi do domu loczka. Zostawiliśmy babeczki w kuchni żeby następnie udać się do salonu, zająć miejsca na kanapie i patrzeć się tępo w pusty telewizor.
Nawet nie wiem ile czasu minęło, na zastanawianiu się co zrobił Dean, ale chyba z kilka godzin bo do domu wpadł Harry, który w momencie zaczął zasłaniać okna i pogasił światła. Jak widać to nie był nikogo dobrzy dzień.
- Co się stało? - zapytał w końcu Dean.
- Ktoś nas wsypał, psy wbiły na wyścig. Uciekliśmy ale wiem, że każdy gdzie indziej. - oparł głowę o komodę. W momencie się zreflektowałam.
- Gdzie Niall?
- Winter, to cię nie ucieszy. - westchnął.
- Kurwa mów, mam już tak zjebany dzień, że chyba nic nie sprawi, że poczuję się gorzej.
- Niall umawiał się z Blair, że jeżeli kapną się, że Niall jeździ w wyścigach, wyjeżdżają do Irlandii.
Patrzyłam w szoku, zrobiło mi się słabo.
- No nie mów, że nie jeździcie na fałszywych rejestracjach. - Dylan się podniósł gwałtownie.
- Jeździmy, ale policja uczepiła się Nialla, musieli uciekać, za nim ktoś się kapnął, że to fałszywki. Odebraliby Horanowi prawa do Blair. Powinien zadzwonić.


- Powinien...- jęknęłam patrząc na Harrego.


Koniec części I

No i ogłoszenia parafialne:
1. Prolog II części Violent pojawi się 2 września.
2. Kontynuacja będzie NA TYM BLOGU
3. Czy każdy z was mógłby zostawić komentarz pod tym rozdziałem? Chciałabym wiedzieć ile osób czytało Violent.
4. Proszę was, ożywcie aska i hashtag bloga, bo ostatnio świeci pustkami. Nadal jestem dostępna na asku i twitterze.

Do zobaczenia we wrześniu