poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 10


- Dobra ja muszę iść. – oznajmił wstając z kanapy.
- Idę  z tobą, zobaczę czy jest Blair. – powiedziałam i ruszyliśmy do przedpokoju. Założyłam swoje conversy i grubą kurtkę. Nałożyłam nauszniki na uszy i znalazłam swoje skórzane rękawiczki. Wyszliśmy na ple i poczułam mocny wiatr. Schowałam się za Niallem bo był wystarczająco duży żeby robić mi za parawan.
- Poważnie? Schowasz się za mną?
- Wiesz co, większość czasu spędzałam w ciepłym miejscu i tam nie było czegoś takiego jak śnieg więc daj sobie spokój. – poprosiłam i ruszyliśmy powoli, w prawdzie nie było daleko ale i tak zmarzłam jak diabli. Brr. Weszliśmy do domu, rzuciłam kurtkę na krzesło i pobiegłam na górę. Wpadłam do pokoju i zobaczyłam Blair i Summer.
            Brunetka miała lekko podkrążone oczy i podpuchnięte policzki, widać było że płakała, ale wolałam się nie wtrącać. Usiadłam na łóżku i położyłam się nogami na poduszkach.  Dziewczyny siedziały tylko w ciszy ale po chwili Blair zaczęła nawijać, no jasne przecież ten blond potwór nie wytrzymałby ani sekundy w ciszy. Summer patrzyła jeszcze na mnie przez chwilę i dołączyła do rozmowy.
- Ej! Bo Niller wieczorem wychodzi, więc mam dom dla siebie, wiec zróbmy sobie babskie party, co wy na to? – powiedziała Blair.
- No dobra. – zgodziłam się. – Gdzie idzie?
- Pewnie wychodzi na miasto. – wiedziałam że to zdanie ma jakiś drugi sens, coś ukrywa.
- Ja też mogę zostać. – uśmiechnęła się Summer.

*dwie godziny później*                            
            Razem z Summer wychylałyśmy się zza framugi drzwi Blair, czekając aż blondynka da nam sygnał ze możemy wyjść z jej pokoju. Farbowaniec wytłumaczył nam, że Niall by się wściekł jakby się dowiedział że jego siostra organizuje jakąś imprezę. Po chwili Blair pojawiła się na korytarzu i pomachała do nas ręką.
- Wyszedł. Pewnie wróci nad ranem. – oznajmiła i chwyciła nas za ręce, po czym pociągnęła w stronę jakiegoś pomieszczenia.
- Teraz Winter, bo Summer już widziała to pomieszczenie. Przysięgnij, ze nie powiesz Niallowi że byłaś w środku. Zabiłby mnie. – zaśmiała się.
- Poważnie?
- Tak.
- No dobra. – wzruszyłam ramionami i dziewczyna otworzyła szeroko drewniane drzwi.
            Weszłam do ogromnego pomieszczania, na ścianach wisiały chyba wszystkie rodzaje gitar, na środku pokoju stał fortepian, dwa futrzane fotele przy ścianie ze zdjęciami. A za fortepianem była postawiona szafa, na której po ustawiane były za pewnie śpiewniki.
- Jak tu pięknie. Kto gra?
- Ja zaczęłam na gitarze po śmierci rodziców. – powiedziała Blair. – Ale tylko na klasycznej. Reszty nie chcę ruszać. Chodźcie, klapnijcie sobie na fotelach. – Dziewczyna podeszła do gitary klasycznej wykonanej z białego drewna. Ściągnęła ją z ściany po czym skierowała się do szafy z której to wyjęła stroik. Usiadła na wysokim krześle i zaczęła stroić instrument.
- Dobra, to co śpiewamy?
- A ja wiem? – zapytała Summer.
- E…a co umiesz?
- Tam są śpiewniki, czytam nuty więc, nie będzie problemu. – kiwnęła głową na regał.
- Wiem! – krzyknęła Summer. – Co wy na „Honey, honey”.
- Dobra. – zaśmiała się Blair i zaczęła szarpać za struny.
            Zaczęłam śpiewać sama i popatrzyłam na Summer. Dziewczyna puściła mi oczko i dalej śpiewałam. Po chwili zauważyłam ze dziewczyna mają zamiar śpiewać chórki. A ja może nie lubię śpiewać solo? Zaczęła się śmiać, śpiewanie szło mi na poziomie normalnym, nie byłam jakaś super dobra, a one kazały mi śpiewać prawie całą piosenkę samej, dzięki!
- what you mean to me. – skończyłam w miarę czysto. – Dlaczego śpiewałam sama?  
- Bo ci dobrze szło. – Summer lekko uderzyła mnie pięścią w ramię.
- No dobra to co jeszcze śpiewamy?

*Następny dzień*Niedziela wieczór*

            Sączyłam herbatę podjadając ciasteczka które właśnie robiła moja mama. Tata gdzieś wyszedł, nawet nie wiem gdzie. Chciałam sięgnąć po kolejne kiedy oberwałam po łapie.
- Ej! Winter ile już zjadłaś? – zapytała mnie mama.
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami.
            Wyciągnęłam rękę ale mama znów mnie po niej zdzieliła. Wydęłam usta i się wyprostowałam. Usiadłam na stołku i upiłam łyk herbaty. Do okna zapukał Niall. Przetarł szybę i dzięki temu widać go było wyraźniej, kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się, w tym samym momencie spadła na niego kupa śniegu z dachu. Spadłam z krzesła śmiejąc się. Co za bałwan. Chwyciłam marchewkę z lodówki i wyszłam do niego w klapkach na pole. Wsadziłam mu warzywo do ust i zaczęłam się śmiać.
- Ha-Ha. Bardzo śmieszne. – otrzepał się ze śniegu, cały biały puszek wylądował na mnie, a że byłam tylko w krótkim rękawku zaczęłam piszczeć. – Właź do domu, bo się pochorujesz. – powiedział blondyn a ja posłusznie weszłam do sieni. Chłopak zdjął buty i kurtkę i weszliśmy do domu.
- Cześć Niall. – przywitała się moja mama.
- Dzień dobry pani Johnson. – uśmiechnął się chłopak.
- Masz może ochotę na ciasteczko? – moja mama wyciągnęła talerz na którym leżały ciastka które chciałam przed pięcioma minutami zdobyć.
- Ej! A mi nie chciałaś dać! – oburzyłam się.
- Bo jesteś gruba. – mama zaśmiała się pokazując na moją smukłą sylwetkę.
- Dobra, jak chcesz, mogę nie jeść, jak w Nowej Zelandii, spoko, dla mnie to nie problem. – wypaliłam grając tym mamie na nerwach.
- Nie weźmiesz mnie na poczucie winy. – wypaliła z grobową miną. No tak wszystko co było w Zelandii jest tak drażliwym tematem że lepiej o przeszłości w ogóle nie rozmawiać.
- Idziemy na domówkę do Harrego. Taki kameralny wypad. – Niall skierował te słowa do mojej mamy.
- Możesz ją zabrać, i tak by zrobiła co chce. – tak strzelaj focha. Nie ogarniam czasami mojej matki.
- Dzięki mamuś też cię kocham. – uśmiechnęłam się głupio.
            Matka sięgnęła po ciastko i rzuciła nim w moją stronę, złapałam je i włożyłam do ust po czym pobiegłam do pokoju. Niall po chwili wszedł do niego za mną.
- Więc mówisz że zwykła posiadówka?
- Myślisz że powiedziałbym twojej mamie że zabieram cię na grube Hous party? – zapytał.
- Co w tym dziennego? Czekaj. – wychyliłam się na korytarz. – Mamo! Niall mnie zabiera na grube party! Będzie alko!
- Zabezpieczcie się! – nic więcej ze strony mojej matki.
- Aha. – Niall nie wiedział co powiedzieć.
- A co miała mi powiedzieć nie zabroni mi bo nie może. – podeszłam do mojej garderoby. Sięgnęłam po tunikę i getry. Kazałam Niallowi zamknąć oczy, a sama zaczęłam się przebierać.
- Może być? – zapytałam blondyna.
- Idealnie. – pokazał kciuki w górę.
            Weszłam do łazienki i związałam włosy na góry, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu gdy zobaczyłam, że malinka od Nialla zniknęła. Pomalowałam szybko usta i poprawiłam rzęsy tuszem. Wyszłam z toalety, po czym skierowałam się do biurka, na którym ładował się mój telefon.
- Gotowa?
- Tak. – uśmiechnęłam się.
            Chłopak szelmowsko otworzył przede mną drzwi i jak na dżentelmena przystało, ukłonił się nisko, a ja z wysoko podniesioną głową wyszłam z pokoju. Chłopak wziął mnie za rękę. Założyłam kurtkę i czapkę, po czym wyszliśmy z mojego domu.
- Nie upijesz mnie? – zapytałam chłopaka.
- Nie wiem, co planują moi kumple. – zaśmiał się. – Ale puki co nie mam zamiaru Kangurku. – puścił mi oczko.






Ja wiem, ja wiem, krótki, ale kurcze, nie wiedziałam jak napisać ten rozdział, wszystko na około mnie rozpraszało, a do tego Chills, omg, po prostu umieram, więc tak. Ja sobie będę wymyślać Violent, i w głowie będę miała fajne pomysły, nawet mam już kilkanaście. Tak więc, ja będę umierać, i wy też z tęsknotą za moim pisaniem ponieważ jutro jest WYWIADÓWKA  życzcie mi powodzenia w przetrwaniu dnia jutrzejszego. Amen <3
No i przypominam aby na asku się udzielać <3 - Honey 

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 9

Obudziła mnie cisza. Nienawidzę jak jest cicho, mam wrażenie w tedy ze jestem sama na świecie, a tego bym chyba nie zniosła. Dopiero po chwili dotarł do mnie kac który był wywołany wczorajszym alkoholem. Przypomniały mi się również wydarzenia z wczorajszego wieczora. Przeszedł mnie mały dreszcz.
            Podniosłam się powoli i spuściłam nogi z kanapy. Powoli wstałam i podeszłam do lustra. Chryste, rozmazany makijaż, włosy na wszystkie strony postawione a do tego jechało mi z ust wczorajszymi wymiocinami.
            Weszłam do szafy i wyciągnęłam swoje kochane dresy, bieliznę i opaskę na włosy. Weszłam do przestronnego pomieszczenia i zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania. Wzięłam długi ciepły prysznic i porządnie wymyłam włosy które lepiły się od nadmiaru lakieru do włosów, pomalowałam usta ochronną pomadką i cmoknęłam do lustra. Opuściłam kabinę i po dokładnym osuszeniu ciała założyłam dresy i opaskę na włosy. Zmyłam resztki makijażu, wymyłam dokładnie zęby i zeszłam na dół.
            W kuchni znalazłam aspirynę i rozpuściłam ją w szklance wody. Miałam wrażenie że słyszę z salony jak musuje. Tak szczerze powiedziawszy miałam gorsze kace. To to było nic po osiemnastce Dana, działo się, oj działo.            
            Zrobiłam sobie śniadanie składające się z płatków jęczmiennych, owsianych, otrębów, jogurtu, jabłka, winogron i banana. Całość była bardzo dobra i potrafiła zapchać mnie doszczętnie.
            Usiadłam na kanapie, ale po chwili zaczęłam się przewracać na boki z nudów. No tak piątek i czwartek do szkoły po nowym roku i znów wolne, gdzie w tym sens się pytam. Będąc do góry nogami na kanapie czyli nogi na oparciu a głowa spuszczona z siedzenia oglądałam jakieś powtórki z sylwestra w Nowej Zelandii.
            Usłyszałam dzwonek do domu. Krzyknęłam „Wejść” i po chwili w progu stał Niall. Oparł się o framugę drzwi prowadzących do salonu a ja mocno westchnęłam.
- Jak tam?
- Mały kac, nic więcej. – powiedziałam gapiąc się w telewizor.
- Mały, wyglądasz jakbyś miała umrzeć.
- Mój kac gigant wygląda milion razy gorzej niż to co ma  teraz. Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Blair mi powiedziała.
- A mój ojciec zna cię z…
- Raz szukałem popaprańca i wpadłem się zapytać czy jest u ciebie, ale jej nie było. – powiedział i usiadł obok mnie na kanapie. – A tak w ogóle jak się czujesz po wczoraj?
            Nie czułam się dobrze z tym co stało się wczoraj, upokorzenie.
- Nie chcę o tym mówić.
-Ale ja chcę wiedzieć.
            Podniosłam się do normalnej pozycji. Nie chcę mu mówić, że czuję się fatalnie z tym co się stało, że idiotka nie pomyślałam, co się może stać w takim parku, chcę się schować.
- Nie powinno cię to interesować.
- Słuchaj, chciałbym wiedzieć, jak czuje się dziewczyna, która wczoraj o mało nie została zgwałcona. – warknął.
            Przygryzłam mocno wargę.
- W miły sposób tego nie okazujesz. – wypaliłam. Westchnął ciężką, przewrócił oczami i z powrotem popatrzył  w moją stronę.
- Winter, czy wszystko okej po wczorajszym wieczorze?
- Tak, dobrze się czuję, jeśli to chcesz wiedzieć. – odparłam.
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem.
- Tak w ogóle to po co przyszedłeś?
- Sprawdzić jak się czujesz, i czy nie ma u ciebie Blair, jak zwykle w weekendy gdzieś znika. – mruknął niezadowolony.
            Wzruszyłam ramionami, mogłabym spróbować zadzwonić do blondynki, ale za pewne na nic by się to nie zdało. Przecież ta blondynka jest strasznie roztrzepana. Wstałam z kanapy i ruszyłam do kuchni zostawiając Nialla w salonie, jednak chłopak postanowił iść za mną.
- Jadłeś kiedyś omleta owsianego z dżemem? – zapytałam wyciągając składniki na stół.
- Nie? Nigdy nie specjalizowałem się w zdrowej żywności. – wypalił.
- Jak ci zasmakuje to nauczę cię robić, wydaje mi się że Blair ucieszyła by się że jej brat postanowił zrobić domowe żarcie. – zaśmiałam się wsypując do miski otręby.
- Skąd wiesz, że nie robimy takich dań.
- Niall, mieszkasz z nią sam, z jej opowieści wynika, ze tylko się kłócicie, co za pewne nie do końca jest prawdą, bo widziałam jak się dogadujecie na WFie. Ale mówi że nie ma cię całymi dniami w domu, więc robi sobie sama płatki albo kanapki, nauczę cię gotować, i zrobisz jej porządny obiad, a nie to co sama sobie zrobi na szybko, czy też jakiegoś kalorycznego fastfood’a. – skończyłam swój wywód.
- Dobra, ale jak mi zasmakuje.
 -To jedziemy z tym koksem. – zaśmiałam się i posmarowałam patelnię oliwą z oliwek. Chłopak przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Po chwili posmarowałam omleta dżemem i postawiłam go przed chłopakiem.
- Smacznego. – podałam mu sztućce, po czym usadowiłam się obok niego na stole i patrzyłam jak próbuje mojego drugiego śniadanka. Przełknął i wziął kolejny kęs. Po chwili potrawa znajdowała się w całości w jego żołądku . Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Szukam jakiejś wady ale chyba mi nie wyjdzie, więc musisz mnie  nauczyć robić to coś.
- Omlet. – podpowiedziałam.
- Naucz mnie robić omlety. – zaśmiał się.
- No to chodź. – pociągnęłam go za rękę do blatu stołu postawiłam go przy misce i usiadłam na blacie. – Wbij dwa jajka, tylko bez skorupek.
- Taką lebiodą to chyba nie jestem. – zaśmiał się pod nosem i po chwili usłyszałam jak przeklina. Zaczęłam się zwijać ze śmiechu, musiał wykrakać, co za idiota. Zasłoniłam ręką usta, bo chłopak zgromił mnie wzrokiem. – Dobra.
- Łyżka jogurtu i szczypta soli. – podyktowałam.
            Niall dodał składniki i popatrzył na mnie. Wyciągnęłam rękę z trzepaczką i podałam ją blondynowi. Chłopak zaczął memłać w misce ale ewidentnie mu nie szło. Podeszłam do chłopaka, stanęłam przed nim i przechyliłam lekko miskę. Chwyciłam jego dłoń z trzepaczką i zaczęłam nią kierować. Wiedziałam ze chłopak się uśmiechał.
-A teraz sam. – wykręciłam się zmieszana całą sytuacją. Zajęłam swoje miejsce na blacie i dyktowałam dalej składniki omleta. Kiwałam nogami w przód i w tył. Po chwili nalał wszystko na rozgrzaną patelnię i zaczął smażyć papkę, która wyszła mu w misce. Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczne skwierczenie. Po dwóch minutach smażenia kazałam mu obrócić omleta, w prawdzie, nie szło mu dobrze ale po chwili doszedł do tego jak obrócić ciasto.
- Z tej strony smaż krócej. – poinstruowałam.
- Dobrze kangurku.
- Kto to wymyślił? – zapytałam zaciekawiona.
- Ale co? – patrzył właśnie na spód omleta.
- To całe kangurku, zaledwie kilka sekund w szkole i mam ksywę.
- Ja to wymyśliłem, i tylko ja tam mogę mówić. – zsunął placka na talerz. – Z czym chcesz?
- Ja? Przecież ja jestem pełna, nic nie zjem. – zaśmiałam się.
- Dobra, to zjemy po pół. I mam pomysł z czym. – uśmiechnął się tajemniczo. – Ale masz zamknąć oczy.
            Przymknęłam powieki, machałam nogami do góry i dół, w pewnym momencie lekko otworzyłam oko i zobaczyłam Nialla stojącego przy lodówce.
- Mówiłem coś, masz zamknąć oczy. 
- Dobra, dobra. – wykonałam polecenie. Słyszałam jak chłopak odkręca słoik i otwiera jakieś wieczko. Nie wiedziałam czy mam mu ufać. A jak mnie otruje? Oczywiście żartuję tak?
- Długo jeszcze? – zapytałam z zamkniętymi oczami.
- Sekundę, kangurku. – zaśmiał się.
            Po chwili czułam że stoi tuż przede mną. Lekko się odsunęłam co nic nie dało, bo moje plecy napotkały ścianę w kuchni. Super.
- Otwórz usta. – poprosił.
- Jak chcesz żebym ci zrobiła loda, to na to nie licz.
- Skarbie, bardzo, bardzo bym chciał, żebyś mi zrobiła dobrze, ale proszę tylko żebyś otworzyła usta nic więcej. – zaśmiał się.
- Nie otrujesz mnie, ani nic z tych rzeczy? – zapytałam niepewnie.
- Nie mam zamiaru kangurku, otwieraj usta. – ponagli i lekko rozchyliłam wargi.
            Chłopak włożył widelec z omletem i czymś słodkim. Cokolwiek to było, było to dobre. Zamlaskałam ustami ale nie byłam w stanie rozpoznać tego smaku. Otworzyłam oczy i lekko odchyliłam głowę widząc twarz Nialla tuż przy swoim nosie.
- Co to było? – zapytałam dalej tkwiąc w tej pozycji.
- Dżem morelowy i jogurt naturalny. – odparł odsuwając się ode mnie. – Smakowało?
- Jak będziesz robić w domu kolacje to mnie zaproś. – zaśmiałam się i zeskoczyłam z blatu. – A teraz trzeba sprzątnąć, wiesz takie zasady.
- O boż…- westchnął.
- Nie ma tak. Ja umyję naczynia a ty będziesz wycierać.
- Dobrze kangurku. – mierzwił mi włosy.
- Nie odtykaj ich! Układałam je pół ranka. – powiedziałam jak jakaś farbowana dziewucha z filmów.
- O Jezus, tak, to się nazywa artystyczny nie ład, siedzisz nad nim dziesięć godzin, a potem jak się lekko jeden kosmyk przekrzywi lecisz to poprawić. Niesamowite. – zgrywał się razem ze mną.
            Idiota, zaczynałam go lubić, jak trzeba potrafi sobie dać na luz, co naprawdę cenie sobie w chłopakach. Plus dla ciebie Horan.

- No to do roboty. – zaczęłam myć naczynia a Niall je wycierał.





Rozdział taki trochę krótki, starałam się by był taki no...ciekawy, jeśli chodzi o tą waszą motoryzacje co nudzicie. Będzie nie martwcie się, to musi się sprowadzić do jednego wątku. No, mam nadzieję ze uzbroicie się w cierpliwość. Jeszcze trochę was po przynudzam a potem przeszłość Winter będzie wychodzić na wierzch, dobrze?
Jakbyście chcieli się czegoś o mnie dowiedzieć zapraszam na mojego tumblra, oprócz zdjęć mam tam takie głupie wpisy :P http://winterxoxo7.tumblr.com/

Do następnego

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 8

Niall trzymał mnie mocno za nadgarstek i ciągnął przez tłum ludzi tańczących na parkiecie, chyba zapomniał już w jakich butach jestem, bo nie mogłam za nim nadążyć. Chłopak wprowadził mnie do loży da VIP. Poważnie jest tak Bardzo Ważną Osobą żeby dostać własną lożę? Mam się cieszyć czy płakać? Usiadłam na Nialla kolanach bo tak sobie zażyczył i groźnym wzrokiem oznajmił że mam się nie kłócić.
            Przy stoliku siedział Zayn z Perrie, Louis i Eleonor, i jakiś Mark. Liama i Diany miało nie być, a za jakąś chwilę miał się pojawić loczek z moją przyjaciółką.
            Sączyłam swojego drinka od pół godziny, Blair rysowała wzroki na stoliczku mokrą wykałaczką, Perrie bawiła się paznokciem, a Eleonor była już tak wstawiona że spała na kolanach Louisa. Chłopacy zawzięcie dyskutowali z Markiem jakiejś dziewczynie.
- Mówię wam taka dupa. – oznajmił chłopak.
- To co , posunąłeś ją? – zapytał Niall a ja się zdenerwowałam. Chłopcy zauważyli grymas na mojej twarzy ale po chwili wstałam i stanęłam przed nimi wszystkim i zaczęłam łagodnie.
 - Chłopcy żeby było jasne. – mówiłam spokojnie – Posunąć to możecie krzesło, zaliczyć egzamin a przelecieć się można samolotem. Blair idziesz ze mną na parkiet?
- Nareszcie. – dziewczyna była ewidentnie znudzona.
            Weszłyśmy między ludzi i zaczęłyśmy się gibać w rytmu muzyki. Moje buty nie dawały mi wielkiego pola do popisu ale i tak fajnie się bawiłam. Śpiewałyśmy pojedyncze kawałki i co chwila stałyśmy przy barze zamawiając kolejne shot’y. Dołączyła do nas Perrie więc w trójkę było czadowo, taniec, śpiewa shot, taniec, śpiew, shot. Ciekawie.
            Zmęczone wróciłyśmy do stolika. Zaczęłam się obracać zastanawiając się gdzie wcięło blondyna, nie żeby coś, ale zostałam zaproszona przez niego abym mu towarzyszyła więc wymagałam automatycznie odwózki do domu. Nagle koło mnie wyrósł Harry.
- Jak się bawisz?! – przekrzyczał muzykę.
- Fajnie! Widziałeś Nialla?! Jestem zmęczona i chciałabym jechać do domu! – ledwo słyszałam co mówię.
- Nie!
- Weź lepiej Blair odwieź bo jest wstawiona! – pokazałam na moją pijaną przyjaciółkę.
            Dopiero po kilku sekundach zobaczyłam, ze chłopak co chwila spogląda za moje ramię. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Nialla liżącego się z jakąś panienką. No świetnie z mojej podwózki nici. Chwyciłam kurtkę do ręki i ruszyłam w stronę wyjścia.
            Nie chodzi o to że jestem zazdrosna, nie chodzi o to że się martwię. Jestem wkurwiona, miałam być jego osobą towarzyszącą, a chyba każdy zna podstawy kultury i powinien mnie nie zostawiać, doskonale wiedział ze jestem na parkiecie, i mógł się przyłączyć, nie powiedziałam, że  nie protestowałabym, chodzi o to że mógł nie lecieć w ślinę z pierwszą lepszą dziwką.
            Uruchomiłam GPS w moim telefonie i ruszyłam we wskazaną mi stronę. Weszłam do ciemnego parku co od razu mi się nie spodobało. Boże, nie dość że środek zimy to ja nastawiłam się na przejazd samochodem i szybkie przejście do klubu, a teraz maszeruje z gołymi nogami przez park w którym to jest pełno śniegu, jeziorko, i jeszcze wieje. Super. Moje nogi zaczęły lekko dygotać, dobrze że miałam chociaż kurtkę dżinsową którą narzuciłam na ramiona.
            Nagle usłyszałam, śmiechy, kopniętą szklaną butelkę i kroki. Westchnęłam ciężko. Powoli przyśpieszyłam patrząc w telefon czy aby na pewno dobrze idę. Park był ogromny co nie było plusem dla mnie, wręcz przeciwnie. Słyszałam jak ci faceci idą za mną, zaczynałam się bać. Nie chciałam biec bo za pewne bym się wywaliła, a że to są mężczyźni dopadli by mnie w kilka sekund. Jakbym zdjęła te buty, to nie byłoby problemu.
- Hej, laleczko! – ignoruj ich Winter, po prostu ignoruj. – Nie słyszałaś do ciebie mówię.
            Nie zatrzymuj się, nie zatrzymuj się. Głupie buty!
- Skarbie! Nie bądź taka. – słyszałam jak jeden z nich do mnie podbiega, zatrzymał się prosto przede mną. Nawet w tych koturnach byłam od niego niższa. Chciałam go wyminąć ale zagrodził mi drogę. Po chwili dołączyli do niego kumple. Nie pokazuj że się boisz, są tylko pijani…kurwa są aż pijani.
- Puść mnie. – boże co się stało z moją pojebaną odwagą? Znów pnie pozostawiła na pastwę strachu? Ewidentnie.
- Przecież, chcemy się tylko zabawić, będzie fajnie  - zaśmiał się jeden a ja przełknęłam ślinę. – Zostawcie mnie…
- Bo co? Nikt cię nie usłyszy, a potem nie uwierz, nawet nie znasz naszych nazwisk. – chłopak zaśmiał mi się w twarz a ja automatycznie się cofnęłam wpadając na jego kumpla. Od razy się od niego odepchnęłam.
- Stary ona ma malinę. – burknął jeden z nich. Co? Malinka od Nialla? O co chodzi.
- Od kogo? – Facet ścisnął mój nadgarstek tak że jęknęłam z bólu. – Nie mam zamiaru się powtarzać. – wycedził przez zęby.
- Mój chłopak. – skłamałam, ale chyba mi nie uwierzył bo uściślił palce na moim nadgarstku odcinając dopływ krwi do dłoni.
- Nie kłam suko. – spoliczkował mnie! Dlaczego aż tak mu zależy na tej malince. – Mów od kogo ona jest.
- Horan. – jęknęłam nazwisko Nialla modląc się by puścił moją rękę.
- Stary spierdalamy. – wypalił jeden z goryli chłopaka.
- Przecież widać ze kłamie, jak myśli że ktoś zrobi jej malinkę i powie że to ten sukinsyn to już jest nietykalna, chciało by się co dziwko? – powiedział mi do ucha a ja poczułam jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu.
- Puść, błagam. – powiedziałam łamiącym się głosem, miałam zdrętwiałą rękę, nienawidzę tego uczucia. – Proszę.
- Nie słyszałeś co dziewczyna powiedziała? – boże, chyba po raz pierwszy się cieszę ze tu jest, największy idiota na ziemi. – Puść ją.
- Kogo my tu mamy, Niall Horan we własnej osobie, kto by pomyślał. A gdzie twój orszak.
- Żeby skopać ci dupę nie wiele trzeba. – zaśmiał się blondyn.
- Tylko że nas jest trzech, a ty jeden. – Usiłowałam się wyszarpnąć z ręki wysokiego mężczyzny. Nich puści błagam! – Trzymają tą dziwkę. – popchnął mnie do swojego kumpla który chwycił mnie za ramię. Usiłowałam się wyszarpnąć.
            Nawet nie zauważyłam kiedy Niall pchnął chłopaka na ziemię i zaczął okładać go pięściami, nie chciałam tego widzieć, zrobiło mi się niedobrze. Jeden z podwładnych w pół przytomnego faceta uciekł a drugi bardzo chciał zwiać ale dostał zadanie, trzymania mnie. Jak zaraz się nie odsunę to się schewtam na jego buty. Przeniosłam swój wzrok z powrotem na Nialla. Miał ręce w krwi a tamten chłopak leżał ledwo utrzymując świadomość.
- Niall przestań! – krzyknęłam przerażona. Wbiłam koturn w stopę trzymającego mnie goryla o podbiegłam do blondyna. – Niall błagam! – dotknęłam jego ramienia i chłopak zatrzymał zaciśniętą pięść kilka milimetrów przed zakrwawionym policzkiem faceta.
            Wstał z niego i chwycił mnie za rękę. Zrobiło mi się niedobrze od patrzenia na rękę blondyna, a alkohol który wypiłam kilka minut temu w klubie również domagał się wyjścia. Zatrzymałam się a chłopak popatrzył na mnie pytająco. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na trawnik. Niall nie zastanawiał się długo co robić. Chwycił moje włosy w kucyka a drugą dłonią masował moje plecy. Co za upokorzenie, zwymiotować, chwilę po tym jak próbowali cię zgwałcić. Chciałam się zapaść pod ziemię.
- Jest okey? – zapytał gdy się wyprostowałam. Pokiwałam tylko głową i pociągnęłam nosem, chciało mi się płakać, i to bardzo. – Hej wszystko już dobrze. – przyciągnął mnie do siebie i przytulił, właśnie tego mi trzeba było, przytulić się. Szczelnie owinął swoje ramiona wokół nie. Trwaliśmy chwilę do siebie przytuleni do puki nie zaczęłam dygotać.
- Chodź odstawię cię do domu. – chwycił mnie delikatnie za rękę i ruszyliśmy w stronę jego auta. Wiedziałam, ze na ręce pojawią się siniaki, ale jak je wytłumaczyć ze są na około. Usiadłam po stronie pasażera oparłam głowę o szybę, męczona zamknęłam oczy i oparłam się o szybę.

***
Rytmiczne kołysanie wybudziło mnie ze snu, ale nie miałam siły podnieść powiek, chciałam dalej spać. Po chwili bujanie ustało i usłyszałam głos taty.
- O witaj Niall, zasnęła?
- W samochodzie. Mogę ją zanieść do pokoju?
- Oczywiście, tylko wiesz, połóż ją na kanapie, bo jej łóżko jest umieszczone na takiej drewnianej wierzy więc nie wniesiesz jej tam, wystarczy że wejdziesz pod tą budowle i położysz na miękkiej kanapie. – znów rytmiczne kołysanie tylko tym razem mocniejsza, Niall musiał wspinać się po schodach. Po chwili leżałam na miękkiej kanapie która znajdowała się pod budowlą łóżka, tak jak to mój ojciec opisał. Niall ściągnął mi buty i przykrył kocem. Już miał wychodzić kiedy go zatrzymałam.
- Niall? – powiedziałam do poduszki.
- Tak?
- Dziękuję. – nie otwierałam oczu. Byłam zbyt zmęczona.
- Nie ma za co kangurku. – pocałował mnie w czoło i skierował się do drzwi.
- Niall? – znów go zatrzymałam.
- Tak?
- Dobranoc.

- Dobranoc kangurku – odparł i opuścił mój pokój gasząc przy okazji światło.



Rozdział dedykuję KELI, za zrozumienie że komentarze typu "świetne", "cudo" "życzę weny" jedynie demotywują do dalszego działania. Dziękuję KELI za komentarz. Nie zrozumcie mnie źle, dziękuję za wszystkie komentarze, ale czasami mam tak ze otwieram maila z powiadomieniem o komie i oczekuje czegoś bardziej oryginalnego od zwykłego "świetnie", jeżeli już komentujecie z komputera, to chciałabym wiedzieć co spodobało się w danym rozdziale, czego mam unikać, czego oczekujecie, bo czasami siedzę nad rozdziałem i się zastanawiam, czy zrobić tak, czy siak. Jeżeli was uraziłam to przepraszam, do następnego kangurki. 

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 7

Nie potrafiłam się skupić na lekcji, nie dość że nie rozumiałam niczego co pojawiło się na tablicy, to jeszcze, bez przerwy myślałam o okropnej malince wykonanej przez Nialla. Miałam nadzieję, że moje ciemne loki zasłaniają ją wystarczająco i mogę spokojnie siedzieć na lekcji.
Za to Niall, robił wszystko tylko nie uważał, a jak trzeba było rozwiązać zadanie, raz rzucił okiem na tablicę i znał wynik. Do jasnej Anielki, dlaczego nie mogłam się urodzić ścisłowcem? To trochę niesprawiedliwe. Spojrzałam na tablicę i widziałam coś takiego: Bałwan + niebieski = stolik bo sarna kaszalot. Żadne wzory mi nie pomagały, to jest jakiś kosmos a nie kurde fizyka. Poddałam się zaczęłam rysować po marginesie zeszytu. Jeżeli zaraz nie zadzwoni dzwonek to ze świruję. Samo wyżywanie się na trzycentymetrowym pasku papieru nic nie dawało, więc zaczęłam stukać ołówkiem o blat ławki.
            Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na zegar umieszczony nad głową durnego zgreda który wykładał fizykę. Westchnęłam głośno i powróciłam do zabawy ołówkiem, dołączając do tego tupanie nogą. W moim zeszycie nie znajdowała się ani jedna kreska związana z obliczaniem czegokolwiek, cud w ogóle że dostałam to ‘a’ na matmie.
            Po chwili usłyszałam upragniony dzwonek oznajmujący że nie mam już lekcji i mogę sobie pomaszerować do domu. Wstałam z ławki i jednym zamachem wsunęłam wszystko do torby. Wyszłam z Sali, na nieszczęście koło mnie pojawił się Niall.
- Czego nie rozumiesz? – zapytał zbijając mnie z tropu.
- Nie wiem o co ci chodzi. – wypaliłam.
- Fizyka, widziałem, że nic nie rozwiązałaś.
- Masz huśtawki nastrojów jak kobieta w ciąży. – jego oczy pociemniały w momencie więc przestałam się odzywać.
- Nie przeginaj. – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Wszystkiego. – powiedziałam.
- Fizyka jest prosta. Chodź wytłumaczę ci, a potem pójdziemy do klubu. – pociągnął mnie za rękę w stronę swojego samochodu.

***
Od półtorej godziny siedziałam na krześle w cichej bibliotece razem z Niallem, który usiłował wytłumaczyć mi fizykę, która nadal była dla mnie czarną magią. Westchnęłam ciężko po czy po raz kolejny spojrzałam na podręcznik.
- No i łapiesz coś? – zapytał w końcu.
- Chyba … – skłamałam, na co on popatrzył groźnym wzrokiem. – nie, nie łapię.
- Dobra, - przysunął się na stołku i wziął mnie na kolana, nawet nie próbowałam protestować, bo po tym jak po raz kolejny zrobił mi malinkę, zaczęłam się go bać. Po raz kolejny zabrał się za tłumaczenie czegoś co wzięło się z kosmosu. – Czy do tego momentu rozumiesz?
- Nie…skąd masz to 45. – wypaliłam.
- Przekształcasz wzór. – powiedział spokojnie.
- Co? Jak się tak nie bawię. – odsunęłam zeszyt od siebie i splotłam ręce na piersi, po czym wydęłam usta.
- No nie obrażaj się na kartkę papieru. Spróbuj sama, może ci wyjdzie. Zaraz coś wymyślę. – powiedział i zaczął pisać zadanie tekstowe. Po chwili oddał mi kawałek papieru i kazał rozwiązać. Super. Czuję się jak dziecko z podstawówki, jak zasad fizyki z gimnazjum nie znam a on wymaga ode mnie cudów na kiju. 
            Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam obliczać nie wiadomo co, po chwili stwierdziłam, że chyba dał mi coś prostego do rozwiązania, bo źle mi nie poszło.
- 69. – wypaliłam.
- Jak proponujesz. – zaśmiał się a ja poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec.
- Ej! – trzepnęłam go w ramię. – Specjalnie coś takiego ułożyłeś.
- Może tak, może nie. – co mu się dzieje, nie może być normalny? – Dobra, teraz pobawimy się w duże liczby dobra? – Usiadł przy kartce i zaczął najpierw coś liczyć na palcach a potem postanowił ułożyć ćwiczenie. Wygodnie na jego kolanach nie było, a już to że opierał brodę o moje ramię, było dość nieprzyjemne. Dał mi długopis do ręki a swoje dłonie umieścił na mojej talii.
- Przestań. – fuknęłam.
- Nie. – zaprotestował jednym słowem dając mi do zrozumienia, że nie mam o czym dyskutować. No cóż, niby zadanie nie trudne ale musiałam użyć kalkulatora, bo faktycznie wynik wyszedł spory.
- 169 518 511 – powiedziałam.
- Dobrze, a teraz pobaw się w kryptologa. Zgadnij co napisałem na tej kartce. – coś mi się wydawało że nic normalnego.
- Albo nie, powiem ci ma być tak 16, 9, 5 , 18, 5, 11. Każda cyfra to kolejna litera alfabetu. Czyli 1 to A.
- Super. – przewróciłam oczami i zaczęłam skrobać na kartce. – Nie napiszę tego . – wypaliłam kiedy zrozumiałam co to jest.
- Bo co? – zapytał.
- Bo wszystko sprowadzasz do podtekstu seksualnego. – odparłam.
- Albo nie chce ci się tego rozwiązywać, nie mów że jesteś taką kretynką.
- Nie jestem, wiem co jest tu napisane.
- No to powiedz.
- Nie.
- Nie wiesz. – zaśmiał się.
- PIESEK. Zadowolony? Napisałeś PIESEK. – poddałam się.
- Tak źle było?
- Tak. Jestem głodna, chodźmy stąd. – poprosiłam.
- Jak sobie życzysz kangurku. – wstałam z niego. Chwyciłam swoją torbę i przerzuciłam przez ramię. Wyszliśmy spod gmachu biblioteki miejskiej i ruszyliśmy uliczkami. Uwielbiałam chodzić dróżkami z kostki brukowej między wysokimi budynkami, najlepiej w Chorwacji, Grecji albo we Włoszech.
- Poczekaj sekundę. – poprosił Niall i zniknął mi z pola widzenia. Powoli podeszłam do jednego z stoisk ustanowionych na zewnątrz sklepu i rozglądnęłam się na wszystkie strony. Nikt nie szedł więc wzięłam jabłko do ręki, czy miałam wyrzuty sumienia? Nie, już nie raz kradłam, drobne rzeczy, a jabłko to nic. Wróciłam na miejsce gdzie zostawił mnie Niall i wbiłam zęby w jabłko. Po chwili chłopak wrócił z Frappe.
- Zostawiłeś mnie i poszedłeś kupić sobie kawę mrożoną? – udałam obrażoną.
- No można powiedzieć, ze zaświeciłem oczkami do sprzedawczyni. – aha czyli zrobił to samo co ja z jabłkiem.
- A ty masz jabłko skąd? – też był ciekawy.
- Wiesz nikt nie stał przy stoisku.
- Kangurek w akcji, ciekawie by się to oglądało. – powiedział i przyczepił się do słomki, nagle naszła mnie ochota na kawę. Zrobiłam maślane oczka do chłopaka. Przez chwilę patrzył zastanawiając się o co mi chodzi.
- Nie ma mowy, sam sobie ją załatwiłem, nie dam ci.
            Zrobiłam naburmuszoną minę, i odwróciłam się do niego plecami splatając ręce na piersi. Wiedziałam że chłopak bije się z myślami, czy dać mi frappe, czy też nie. Usłyszałam głośne westchnięcie.
- Dobra masz. – wyciągnął plastikowy kubek w moją stronę.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się słodko i przypięłam się do słomki.

***
Stałam przed lustrem zastanawiając się czy tak mogę iść do klubu. Wiadomo że alkohol będzie, i wiele napalonych zboczeńców też, no cóż powiedzmy że kręciłam się w tych klimatach i wiem co się dzieje w zatłoczonych klubach. Wyglądałam dość seksowanie, lubiłam czarny kolor, a jak pobawiłam się makijażem, wyglądałam jak seks bomba. Buty na koturnie, kiecka w pióra, w szafie wyglądała jak badziew ale jak dobrałam odpowiednie dodatki wyglądała zabójczo. Włosy lekko podkręciłam na lokówce.
            Zbiegłam na dół i ruszyłam do domu Nialla gdzie była umówiona z Blair, za pewne Harry właśnie dawał jej korki, ale blondynka oznajmiła że chce wiedzieć jak idę do klubu. Weszłam bez pukania, bo kilka krotnie dostałam ochrzan od Blair, że jej się nie chce za każdym razem podnosić dupy z kanapy i mam wchodzić jak jest otwarte.
            Ruszyłam do kuchni gdzie spodziewałam się zastać przyjaciółkę, nie myliłam się.
- Hejka, jak wam idzie?
- Hej Winter. – przywitali się chórem.
- Zostały jej dwa ćwiczenia, jak dobrze jej pójdzie to będziemy gotowi za piętnaście minut. – Blair popatrzyła na mnie wściekła, stała za Harrym więc chłopak nie widział jak ciska we mnie piorunami. No tak sama ją wkopałam w korki z matmy z której jest dobra.
            Usiadła przy stoliku i zaczęła kreślić coś po kartce, po chwili wstała ze stołka i oddała Harremu.
- Mieliśmy to na lekcji. – wypaliła jak gdyby nigdy nic i pociągnęła mnie za sobą do swojego pokoju. Minęłyśmy na schodach Nialla który aż się obrócił żeby na mnie spojrzeć, mówiłam ż jestem seksi dupa.
- Boże , udawanie debila to jest trudniejsze niż się wydaje. – powiedziała. – Nie wiem gdzie mam postawić błąd tak żeby nie wyjść na totalną idiotkę. – wypaliła.
- Spokojnie, nie połapie się, a ty spędzisz z nim dużo czasu. – zaśmiałam się. – Co ubierasz?
- Nie wiem właśnie nie wiem…może to?
- Winter! – Niall krzyknął z dołu.
- Jedziemy na dwa samochody?
- Tak. – powiedziała.
- O boże, nie chcę.
- Nie jest taki zły. – powiedziała. – Żyję z nim już 17 lat, i jakoś się trzymam. – pokazała kciuki w górę.
- No super. – zaśmiałam się i zeszłam na dół.

            Chłopak czekał na mnie przy drzwiach, miał na sobie skurzaną, kurtkę, białą koszulkę, rurki i białe supry, no i włosy standardowo postawione do góry. Wyglądał nieziemsko. O kurwa ja się do tego przyznałam?!



Mam mocne wrażenie, ze ten rozdział jest taki nijaki, nie wiem, boże, nudny, chyba się w nim nic nie dzieje, u góry zdjęcie jak byłą ubrana Winter. Przypominam o asku i dodaję zakładkę z moim Twitterem jakby się chciał ktoś skontaktować czy coś, niech was nie zwiedzie nazwa, to nie konto Winter, tylko moje XD. I jeszcze mój tumbr i znów niech was nazwa nie zwiedzie bo tumblrer jest mój a nie Winter :*
Buziaki do następnego

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 6

Beep Beep Beep. To chyba jakiś żart. Nie chcę wstawać, kolejny dzień tego popapranego życia. Westchnęłam głośno i zaczęłam krzyczeć w poduszkę, że nienawidzę tego świata, że chcę spać i że szkoła jest popierdolona, i że chcę do Dana. Po wyżaleniu się mojej kochanej przyjaciółce – poduszce, poczułam się lepiej. Usiadłam na łóżku, po chwili zaczęłam schodzić po drabince z budowli gdzie było umieszczone moje łóżko. Doczłapałam do szafy i zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Ja jak to ja musiałam zrobić sobie coś w kolano, więc obowiązkowo na nogę nasunęłam stabilizator, a żeby go ukryć zaczęłam szukać jakiś spodni które zasłonią to durne urządzenie.
            Niestety przegrałam walkę z ukrywaniem kontuzji kolana. Założyłam rurki a na nie stabilizator, innego wyjścia nie miałam. Wygrzebałam bluzkę w różowo czarne paski, na szybko ułożyłam loki i zabrałam na ramię torbę.
            Maszerowałam chodnikiem, nastawiając twarz do słońca, które jest tutaj rzadko, a widziane  szczególnie w zimie. Czarny samochód zwolnił i zatrzymał się obok mnie. Szybą się odsunęła i zobaczyłam nikogo innego jak Nialla i Blair.
- Wskakuj.
- Ładna pogoda, przejdę się. – wypaliłam nie chcąc spędzać czasu z blondynem.
- Oj Winter nie marudź. – zaśpiewała Blair. Szłam tak kilka minut do puki nie skapitulowałam i wsiadłam na tyły samochodu.
            Ciekawe na kiedy Blair umówiła się z Harrym. Chciałam aby zdała mi całe sprawozdanie, bo po tym jak wczoraj odłożyła słuchawkę przepiszczałyśmy piętnaście minut i potem Blair musiała się zmywać bo jest późno, kłamała było około 18.00.
            Wysiadłam z samochodu i mała blondynka zdążyła już gdzieś wyparować, zostawiając mnie na pastwę swojego brata. Dzięki Blair, też cię kocham. Niall wziął mnie pod rękę za co chciałam go zabić, ale opanowałam emocje.
- Idziesz dzisiaj do klubu wieczorem, razem ze mną.
- To nie było pytanie, prawda?
- Ależ oczywiście że nie.
- Super, skaczę z radości.
- Widzę kangurku.
- Z której strony ja ci przypominam kangura.
- Z lewej. – odparł głupio. – Co masz teraz.
- Matematykę, a potem angielski jeśli to chcesz wiedzieć, a do tego dorzucimy bonusa w postaci fizyki więc pewnie już się cieszysz na myśl, że znów poprzeszkadzasz mi na lekcji której zupełnie nie rozumiem. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? – zapytałam podirytowana.
- Masz okres?
            JA.GO.ZA.BI.JĘ.
- Ugh! – warknęłam, po czym poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę Sali matematycznej. Zajęłam swoje miejsce obok Styles’a od którego miałam zamiar wyciągnąć informacje na temat jego korków z Blair.
- Siema smarku. – tak samo mówił do mnie Dan. – Jak tam matematyka.
- Świetnie, dwa zadania z pięciu wyszły mi dobrze, a właśnie, dzwoniłeś do Blair?
- Tak. – pokiwał głową.
- I?
- I…
- Harry ja chcę informacji. – trzepnęłam go w ramię.
- Dobra, dobra, tylko nie bij, dzisiaj po południu idę z nią do mnie a potem dołączymy do was w klubie. Wiesz, zapowiada się ostry melanż.
- Diabeł w postaci aniołka, już widziałam to połączenie. – zaśmiałam się.
- Wątpię, jestem jedyny w swoim rodzaju.
- Jakiś ty skromny. – zaśmiałam się i wlepiłam wzrok w tablicę.
            On się zachowuje, i mówi jak Dan. Jego drugie wcielenie, jak boga kocham. Dzięki ci za to, klękam przed tobą, panie nieba, stworzycielu tego pojebanego świata, stokrotne ci dzięki.
            Pani oznajmiła, że ten kto pierwszy wykona zadanie dostanie ‘a’. Kusząca propozycja ale to nie wypali. Zaczęłam szybko liczyć, w końcu doszłam do pewnego momentu i zapomniałam tabliczki mnożenia, ostatnie działanie jasna cholera a ty mózgu zapominasz takich rzeczy.
- 7 x 8? – zapytałam Harrego.
- 56. – powiedział nie zastanawiając się.
            Odłożyłam długopis i podeszłam do biurka. Zawsze warto próbować. Pani popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym Jesteś głupia, tylko ja potrafię to obliczyć. Kobieta zaczęła patrzeć a obliczenia. Po chwili wstała od biurka.
- Koniec czasu, ‘a’ otrzymuje Winter. – zatkało mnie.
            Troszkę oszołomiona usiadłam w ławce, kiedy Harold umierał ze śmiechu. Ja dostałam ‘a’ z matematyki, chyba pierwsze w  życiu. Całą lekcję byłam oszołomiona, dość widocznie.

***
            Stałam oparta o moją szafkę i bawiłam się telefonem. Wyrzucałam zdjęcia motoru które wysłała mi matka Dana, po nie wiadomo jakiego grzyba. Po chwili koło mnie zmaterializował się Niall.
 - Cześć skarbie.
- aha. – rzuciłam niedbale z nad telefonu.
- Gotowa na fizykę i 45 minut z nieziemskim chłopakiem.
- Zawsze i wszędzie. – chciałam go spławić, założyłam włosy na jedno ramię.
            Nagle chłopak stanął tuż przede mną. Tak jak na imprezie. Od razu moja odwaga postanowiła się jebać, i zostawiła mnie samą w towarzystwie mojego kumpla – strachu. Niall przycisnął mnie do szafki.
- Kto by pomyślał, że jeden krok do przodu i zmienisz nastawienie do danej osoby. – szepnął mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę. Dopiero teraz zauważyłam, że nikogo nie ma na korytarzu. O w ciapkę. Poczułam usta na swojej szyi, o nie! Nie chcę kolejnej malinki! Położyłam dłonie na piersi chłopaka, ale od razu zainterweniował, złapał moje nadgarstki nie dając mi się ruszyć i zassał skórę na szyi. Pięknie. Dmuchnął w świeżą malinkę i odsunął się aby spojrzeć z dala na swoje dzieło.

- Świetnie, od razu lepiej, teraz chodź, jesteśmy spóźnieni. – pociągnął mnie za nadgarstek do Sali fizycznej.



Rozdział krótki i nie narzekać, sami trujecie mi dupę (wybaczcie za wyrażenie). Dodałam tyle ile mogłam, uprzedzam, nigdy nie dodaję rozdziałów dwa razy dziennie, to dla tych co się notorycznie pytają. Jeżeli dacie mi więcej czasu, rozdział będzie dłuższy i ciekawszy, ten napisałam w 20 minut i jest do dupy, co ewidentnie widać. Nie oczekuję tygodnia tylko dwóch-trzech wolnych wieczorów. Jak mi dobrze pójdzie to będzie szybciej. Przypominam o asku i pytań do bohaterów bo często pojawiają się bardzo ważne odpowiedzi, ze dwie już takie są. Oraz jakbyście chcieli do mnie napisać to to jest mój numer GG: 48102834

Oraz informacja do mojej kochanej przyjaciółki, słuchaj w szkole a nie zawracaj dupę wieczorem kiedy się uczę.

Dziękuję za uwagę.

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 5

Jak zwykle musiałam gdzieś odpłynąć na lekcji, a właściwie do kogo. Do Horanów. Nie rozumiem jak można być tak podobnym i innym jednocześnie, różnica w zachowaniu, podobieństwo w wyglądzie i mowie, chociaż Niall ma bardziej cięty język, nie to co Blair. Prosty styl ubierania, można by było posądzić że są bliźniakami, ale jednak była ta różnica dwóch lat.
- Winter, co przed chwilą powiedziałam? – zapytała chemiczka wyciągając mnie z rozmyślań.
- Eee…
            Niall zaczął się śmiać, co za chamstwo, prawda była taka, że nie miałam zielonego pojęcia co kobieta wykładała kilka minut temu.
- W takim razie powiedz mi coś o podtlenku azotu. – boże, ale kara, wiem o wiem wszystko.
- Z punktu motoryzacji czy chemii? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.
            Cała klasa zwróciła się w moją stronę, boże, co oni mają z tym patrzeniem się na mnie, przecież grzecznie zapytałam co mam powiedzieć.
- Obojętne.
- No to tak, Tlenek diazotu  N2O to nieograniczony związek chemiczny z grupy tlenku azotu, w którym azot jest na formalnym stopniu utlenienia I.  W rzeczywistości atomy azotu są nierówno cenne i związek ten może być traktowany jako azotek i tlenek azotu(V). W temperaturze pokojowej jest to bezbarwny, niepalny gaz o słabej woni i słodkawym smaku. Temperatura topnienia −91 °C, temperatura wrzenia −88 °C.
            Natomiast w motoryzacji podtlenek azotu jest znany jako Nitro lub NOS czyli Nitrous Oxide Systems. Podtlenek azotu jest też stosowany w tuningu samochodowym. Jest on wtryskiwany do układu dolotowego lub bezpośrednio do cylindrów, co umożliwia gwałtowne zwiększenie ilości spalanej mieszanki i powoduje chwilowy wzrost mocy silnika. Efekt jest natychmiastowy, jednak użycie może być tylko krótkotrwałe, ze względu na wytrzymałość silników. – zakończyłam swój wywód. Cała klasa patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Widzę że interesujesz się motoryzacją. – powiedziała kobieta.
- Prędzej bym powiedziała że lubię chemię. – sypnęłam.
- To polecałabym ci na niej uważać. – oznajmiła i wróciła do gadania o protonach i elektronach.
- Widzę ze dobra jesteś w te klocki. – szepnął poważnie blondyn.
- Uwierz mi, nie chcę wiedzieć takich rzeczy.
- Nie rozumiem.
- I nie zrozumiesz. – oznajmiłam i zaczęła przepisywać notatki z lekcji.

***
Zostałam posadzona na stołku w stołówce. Od pół godziny jęczałam, że chcę sama chodzić, że nie musi mnie nosić, przecież go ‘prosiłam’ prawda. Chłopak postanowił pójść po żarcie kiedy ja skręcałam się z nudów na stołku. Zaraz umrę. Po chwili wrócił w towarzystwie Blair i reszty jego paczki. Chłopak mnie podniósł, zajął miejscy na krześle i usadowił sobie, mnie na kolanach. A że nie były najwygodniejsze na świecie co chwilę zmieniałam pozycję. Niall zawzięcie rozmawiał z Harry. Tak w ogóle powinnam podziękować blondynowi za przestawienie mnie. Brawa dla Nialla.
            Usiłowałam nawiązać kontakt z Blair która odpłynęła na planetę kocham Harrego Stylesa i patrzyła tyko na niego. Chyba była mocno zakochana w tym chłopaku. Gwar przy naszym stoliku przerwała piosenka Baby. Kiedyś Dan ustawił mi ją na dzwonek a ja dla beki ją zostawiłam. Zupełnie zapomniałam o telefonie który tkwił w spodniach Nialla.
- Oddasz mi go? – wyciągnęłam otwartą dłoń do Nialla.
            Niebieskooki wręczył mi komórkę do ręki. Odebrałam połączenie.
- Hej Winter. – usłyszałam w telefonie matkę Dana.
            Rodzice mojego przyjaciela byli niesamowicie wyluzowani, wszyscy mogli zwracać się do nich po imieniu bez żadnych konsekwencji. Byli super. Zawsze pozwalali Danowi na wszystko i potrafili namówić moich rodziców na coś, na co nigdy w życiu by się nie zgodzili.
- Hej Curly! – przywitała m się z kobietą.
-Skarbie, tak jak mówiłam, motor Dana będzie za jakiś miesiąc…
- Mówiłam ci żebyś go nie wysyłała. – oparłam się łokciem o stół a drugą ręką podtrzymywałam grzywkę, która opadała na moje czoło.
- Motor jest już na promie, nie cofnę tego nawet jakbym chciała, a i jeszcze coś się stało z cylindrami…
- Dobra posprawdzam jak będę miała trochę wolnego, coś jeszcze?
- Posprawdzaj go bo ogólnie jakoś tak dziwnie chodzi od miesiąca.
- Może, złe paliwo?
- Coś jest jeszcze z olejem. – oznajmiła, kiedy wyciągałam kartce i zaczęłam notować co dzieje się z Ducati Dana.
- To pewnie będę musiała sprawdzić panewki. – zapisałam w zeszycie.
- Jest coś jeszcze z komorą sprężenia.
- Spoko. Oczyścić…głowicę…-mówiłam notując – i denko tłoka.
- A z resztą co ja ci będę mówić, zastał się za pewne bo od wypadku raz Carlos się na nim przejechał, to było jakiś tydzień temu.
- Dziwię się, ze go odpaliliście, akumulator mógł paść.
- A niee, Carlos musiał odpalać go od samochodu.
- Tak myślałam. Dobra kończę, jak przyjedzie to zrobię mu gruntowny przegląd. – skłamałam. Ja + motor = Winter spierdala gdzie pieprz rośnie.
- Dobrze nie przeszkadzam ci. – usłyszałam sygnał zakończonej rozmowy.
            Kiedy się rozłączyłam zadzwonił dzwonek na lekcję. Ulga.

***
Na matematyce siedziałam z Harrym, dzięki bogu jakieś urozmaicenie. Bo zajmowanie krzesła obok Horana na trzech przedmiotach to przegięcie.
Notowaliśmy wszystko co było na tablicy po czym kazano na m rozwiązać zadanie.
- Nie cierpię matematyki. – jęknęłam usiłując wykonać obliczenia.
- Gorszy angielski.
- Nie prawda. Tam nawet mózgu nie trzeba używać.
- Matematykę wystarczy zrozumieć.
- Właśnie. – zaśmiałam się. – Ja je nie rozumiem.
- Popatrz. – chłopak przybliżył się do mnie i zaczął tłumaczyć działanie. Po chwili coś zaczęło mi świtać, niestety dalej byłam na końcu ciemnej otchłani zwanej matematyką. Teraz każde działanie Styles pokazywał mi jak je wykonać. Nareszcie ktoś kto to ogarnia. W końcu chciałam wykonać sama zadanie i zaczęłam obliczać, o dziwo wyszło mi dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mój sukces nie trwał długo bo kolejne zadanie zawaliłam. Oparłam głowę o rękę.
- To się nigdy nie uda.- jęknęłam a Harry się zaśmiał i zaczął mi tłumaczyć jak coś wykonać.
            Całą lekcja trwała przyjemnie, Blair miała racje, on jest bardzo miły i w ogóle, no to o tam mówiła, ale na szczęście mnie nie pociąga bo blondynka by mnie zabiła. Gdy zadzwonił dzwonek wstałam z ławki i powoli ruszyłam na korytarz. O dziwo dałam radę iść i się nie krzywić. Kulałam, ale chodziłam. Postęp. Wsadziłam rzeczy do szafki i zauważyłam Harrego.
- Styles! – zawołałam do chłopaka.  
            Brunet podszedł do mnie a ja oparłam się o szafki.
- Słuchaj jest taka mała sprawa…

***
- Jak mogłaś! – krzyknęła na mnie Blair.
- Ale o co ci chodzi? – zapytałam siedząc na łóżku u siebie w pokoju. Od ponad godzin nudziłam się jak pies a blondynka wpadła wkurzona na całego do mnie do pokoju.
- Umówiłaś się z Harrym, przecież wiedziałaś! – krzyknęła.
 - Wcale się z nim nie umówiłam.
- To co mu dawałaś.
- Tak z innej beczki…- ominęłam pytanie. – załatwiłam ci korki z matmy.
- Po co mi, jestem dobra z matematyki. – wypaliła obrażona.
- To udawaj, że nie umiesz. – powiedziałam.
- Jezus, nie zmieniaj tematu.
- Geniuszu, masz korki z Harrym, on ci będzie dawał lekcje matematyki! On ją umie, a ty udawaj że nie, Będziesz miała częste spotkania. – powiedziałam.
- Poważnie? – wyszeptała. – Ja pierdole, idiotko, przecież ja się zbłaźnię! – krzyknęła i rzuciła się na mnie. Zrobiłam unik i podniosłam się z łóżka.
- Nie ma za co. – przytuliłam ją a ona siedziała jak sparaliżowana.
- Mam korki z najprzystojniejszym chłopakiem na ziemi!- Zaczęła krzyczeć. Skakałyśmy po łóżku jak napalone nastolatki w filmach.
            Nagle Blair się zatrzymała i popatrzyła za okno.
- Kiedy pierwsza lekcja? – zapytała nagle.
- Eee, ma do ciebie zadzwonić. – powiedziałam i usiadłyśmy na łóżku.
            Postanowiłam odnaleźć stabilizator i nałożyłam go na kolano, wróciłam na łóżko i zaczęłam rozmawiać z Blair. Dziewczyna gadała jak nakręcona o Harrym, zaczęłam się śmiać, kiedy zadzwonił jej telefon. Obydwie popatrzyłyśmy w jego kierunku. Podniosła komórkę i pokazała palcem na ekran. Niemo powiedziała Harry jakby mógł nas usłyszeć.
- Halo? – zapytała a ja pokazałam jej kciuki w górę. – Jasne, nie, nie Niall to nie problem. – była zdenerwowana i słychać było sztuczny głosik. – Tak, no to do zobaczenia.- Odłożyła telefon i jakbyśmy były zsynchronizowane zaczęłyśmy piszczeć.




Mamy rozdział 5, trochę długo zeszło, ale nie za bardzo miałam pomysł jak popchnąć akcję do przody wybaczcie, dziękuję za 14 komów i zapraszam do pytania postaci na asku :)

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 4

Chłopak prowadził mnie przez korytarz z uśmiechem na twarzy za to ja nie mogłam jakoś tego dokonać. Wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie spojrzeniem kobry, które ewidentnie mówiło ‘zabiję cię’. Wszyscy ustępowali nam drogi. Niall ma rację, jest bardzo ceniony w tej szkole. Spuściłam głowę. Tylko by brakowało żeby ktoś mnie poznał. Te dziewczyny rozbierały Nialla wzrokiem.
- Nie chowaj się. – zaśmiał się chłopak.
- A może mi tak dobrze?
- Ale ja chcę, żeby każdy wiedział że jesteś moja. – wyszeptał mi do ucha a ja lekko zadrżałam. – Podnieś głowę.
            Założyłam opadające włosy za ucho by było widać moją twarz i wyprostowałam się. Teraz byłam na widoku. Wszystkie dziewczyny zabijały mnie wzrokiem, jednocześnie starając się być jak najlepiej wyglądać, aby Niall je zauważył. W sumie sama nie rozumiałam, wszystkich odpychały ‘nowe’ osoby, a Niall i jego siostra, chociaż w blondyn w dziwny sposób to okazywał, zajęli się mną. Mam być wdzięczna, czy bać się że Niall mi coś zrobi.
            Stanęliśmy w szatni.
- Blair! – zawołał w głąb pomieszczenia.
            Po chwili zza ściany wyłoniła się farbowana blondynka. Co oni mają z tymi włosami. To mnie ciekawi. Blair w momencie znalazła się obok mnie.
- Jak fajnie że mamy razem WF, tylko wiesz dzisiaj mamy zaliczenia, nie wiem czy chcesz ćwiczyć. – powiedziała prowadząc mnie w głąb pomieszczenia.
            Zaczęłam się przebierać.
- To mi nie przeszkadza. – przeciągnęłam białą koszulkę przez głowę. – Lubię WF. Wręcz uwielbiam. W Nowej Zelandii miałam same ‘A’.
- Błagam, tutaj to nie przejdzie . Nasza nauczycielka wstawiła ostatnią szóstkę chyba za czasów swojej młodości. Nie da się u niej dostać dobrej oceny, to kategorycznie niemożliwe. A dzisiaj zaliczenia, skok przez kozła, krótki dystans i jeszcze wspinanie się po linie. Nie koniecznie w tej kolejności.  – zaśmiała się gdy wiązałam buty.  – Będziemy w budynku zaliczać kozła i linę, a biegi na koniec. Pewnie znów z chłopcami.
- A oni co zaliczają?
- Dwutakt, yyy…w sumie to nie wiem, chyba jeszcze rzut piłką lekarską, trochę to nudne ale zawsze jakaś ocena. – uśmiechnęła się wprowadzając mnie na salę. Wszystko było przygotowane. Materace pod linami i za kozłem. No tak kozioł nie jest jak z marzeń, widziałam miliony razy leprze, czego ja się spodziewałam po szkolnym sprzęcie. Stanęłyśmy na zbiórce. Pani powtórzyła dokładnie co mówiła mi Blair. Zaliczenia bla, bla, bla. Stanęłyśmy obok liny i patrzyłyśmy na inne dziewczyny. W pewnym momencie wyłapałam jak jedna dziewczyna przygląda mi się groźnym wzrokiem.
- Blair, a tej co się stało? – zapytałam wskazując głową na rudą.
- To jest Stella, podobno jest zakochana w Niallu po uszy, wiesz, chce go mieć dla siebie, a że na jej drodze stoisz ty i jej rude włosy nigdy go nie będzie miała. Będziesz miała konkurencję na WFie.
- Nie sądzę. – zaśmiałam się .
            Dziewczyny dostawały kolejno ‘b’, lub ‘c’. Stella  zaczęła się wdrapywać bez użycia nóg. Też tak umiem nic, trudnego. Wszyscy patrzyli na nią, jak na księżniczkę, chyba to ona była tą suką, która jest w każdej szkole. Dostała ‘b+’. Pani wywołała moje nazwisko.
            Stanęłam obok liny i popatrzyłam do góry, nisko. Kobieta po raz steny powtórzyła że nie musze zaliczać dzisiaj. Jednak byłam nie ugięta. Wyskoczyłam i uchwyciłam się mocno liny. Napięłam mocno mięśnie brzucha i wyprostowane nogi podniosłam tak by było pod kątem prostym do brzucha. Niech sobie Stella nie myśli że jest wspaniała bo wspina się po linie bez nóg. Przecież na świecie znajdzie się dużo osób lepiej wysportowanych od niej, na przykład ja. Chyba mam za duże ego.
- Patrzcie! – usłyszałam za sobą. No tak, widać ze nikt nie wykonał tego ćwiczenia tak jak ja. Czułam na sobie wzrok wszystkich. Kiedy byłam na samej górze, spuściłam nogi wolno, a lina zbujała się jak liana. Zaczęłam schodzić aby nie zetrzeć skóry z rąk.
            Stella zabijała mnie wzrokiem, a pani się do mnie uśmiechnęła.
- No! I o to chodzi, to pierwsze ‘a’ wpisane prze ze mnie od dwóch lat, gratulacje Johnson. – powiedziała kobieta wpisując do dziennika piątkę. Wyszczerzyłam zęby do Blair i przybiłam jej piątkę.
- No pokonałaś ją z klasą. – powiedziała mi do ucha a ja się zaśmiałam.
- To nic. – wypaliłam.
            Rozmawiałam z blondynką przez dziesięć minut. Inne dziewczyny nawet nie próbowały powtórzyć tego co ja. Blair nawijała o tym co dzieje się w tej szkole. W zamian za to powiedziałam jej co odwalił Niall. Stwierdziła tylko że jego powinni wysłać do psychiatry. Zgodziłam się z nią.
- Teraz kozioł. Standard, rozbieg, wyskoczenia, podpieracie się kozła i lądujecie na materacach. Nie mam zamiaru nikogo zbierać z ziemie więc z łaski swojej nie zabijcie się. – poprosiła.
- Słuchaj. – warknęła Stella. – Jeżeli myślisz że jesteś fajna, bo umiesz się wspinać, to teraz ci się to nie uda, lepiej nie wchodź mi w drogę bo cię zniszczę. – warknęła.
- W główkę wszystko dobrze? – zapytałam. – Bo chyba nie. – ominęłam ją i stanęłam obok Blair.
- Boże suka z tej idiotki. – wypaliła blondynka.
- Jestem tego samego zdania. Nie wydaje mi się aby mnie pokonała. – wypaliłam. Stella jako pierwsza wykonała przeskok. Tak jak myślałam. Jest rozciągnięta ale nie tak jak ja. Blair dostała ‘b’ więc przybiłam jej piętkę.
- Johnson! – pani mnie wywołała.
- Wykaż się. – syknęła Stella.
            Stanęłam tam gdzie startowały wszystkie dziewczyny po czym zrobiłam jeszcze dwa kroki w tył. Zdjęłam buty i skarpetki i rzuciłam je na bok. Strzeliłam palcami i popatrzyłam z wyższością na Stellę.
- Patrz uważnie, bo zrobię to tylko raz. – wypaliłam. Wiedziałam, ze tym jednym zdaniem zainteresuję wszystkich więc po raz kolejny czułam się jak na zawodach gimnastycznych. Różnica taka, tutaj nie mam z kim walczyć.
            Związałam jeszcze włosy w koka i stanęłam prosto. Wzięłam rozbieg. Gdy wybiłam się z wyskoczni, zamiast podeprzeć się kozła, zwinęłam swoje ciało w kulkę. Wykonałam dwa salta i wylądowałam w półprzysiadzie z wyciągniętym rękami do przodu. Tylko po to by nie stracić równowagi.
- Winter coś mi się widzi że z tobą nawiążę wspólny język. – powiedziała Nauczycielka. – kolejne ‘a’ tego dnia. Gratulacje.
            Już miałam minąć Stellę kiedy wpadł mi do głowy pewien głupi pomysł. Zatrzymałam się przed nią, strzepnęłam niewidzialny kurz z ramienia i poszłam do Blair. Ruda była czerwona z wściekłości.
- Gdzie się tego nauczyłaś? – zapytała blondynka.
- Grałyśmy w dwadzieścia pytań, nie pamiętasz, mówiłam że moim ulubionym sportem jest gimnastyka.
- No tak, ale…ale…nieważne. – poddała się. – zaraz zaliczamy biegi. Zazwyczaj biegamy w parach. Jeden chłopak, jedna dziewczyna. Wywołują nas jak im pasuje. Wiesz zależy od wuefisty. Możesz biec z kimś spoko a może ci się trafić jakiś nerd. – zaśmiała się. – Ale dałaś popis. Wszyscy patrzyli się na ciebie. – Mówiła kiedy zakładałam buty. – ktoś powiedział ze jesteś kangurem. Osobiście uważam że to nic, taka wiesz…hmm…ksywka. Teraz będziem biegać, pewnie znowu zgarniesz piątkę. – powiedziała rozmarzona. Stałyśmy na polu i patrzyłyśmy na bieżnię.
- O boże! – zapiszczała Blair. – Ciacho na drugiej. – powiedziała.
            Popatrzyłam w daną stronę i ujrzałam jej brata i jakiegoś chłopaka w lokach.
- Twój brat? – zaczęłam zgrywa idiotkę.
- Głupiaś! – szturchnęła mnie w ramię. – Chodzi o tego w loczkach. Harry Styles. Znam go od małego, jest mega miły, przystojny i w ogóle wszystko w jednym.
- A mi się wydaje że ślinią się do twojego brata. – powiedziałam.
- Nie znają się. Poza tym nie ślinią się do mojego brata tylko do popularności którą zapewnia. I jeszcze jedna poprawka, ślinią się do piątki. Zayn, Harry, Liam, Louis no i Niall. Wiesz taka elita szkolna. Jest tam jeszcze Perrie, Diana i Eleonor. – wyliczyła. – Teraz kolejno pary ci wymienię. Zayn z Perrie, Liam z Dianą a Louis z Eleonor. Harry i mój braciszek to single. Chociaż Niall szuka lasek na jedną noc. Co jest wkurwiające. A najgorsze jest to że jestem traktują mnie jako młodszą siostrę Nialla a nie Blair. Wkurwiające.
- Nie przejmuj się. – poklepałam ją po plecach.
- Nie wiesz jak to jest. – stwierdziła.
- Może nie miałam czegoś takiego ze starszym bratem ale, podobnie było z moim przyjacielem. Zawsze byłam ‘ta od Dana’.
- No dobra, chyba wiesz jak to jest. Chodź, będą nas dobierać w pary.
- Nie rozumiem tylko po co. – westchnęłam ciężko.
- Chyba dla beki, zawsze patrzą na reakcje uczniów. Są bardzo wredni. – szepnęła Blair.
            Dziewczyna odwróciła głowę w stronę nauczycieli. Dziewczyna napotkała na polu swoim polu widzenia brata. Powiedziała, że wróci za chwilę i pobiegła w stronę blondyna. Patrzyłam przez chwilę jak rodzeństwo rozmawia ze sobą, Niall się uśmiechał tak samo jak Blair. Słodko. Po chwili chłopak zmierzwił jej włosy po czym dziewczyna wróciła do mnie podskokach.
- Jednak nie taki straszny brat, jakim go opisujesz. – zaśmiałam się.
- Horan! – krzyknęli nauczyciele równo.
            Rodzeństwo równocześnie zwróciło głowy w stronę nauczycieli. Normalnie jakby byli zsynchronizowani. Mieli biec razem, Blair bardzo się ucieszyła. Widać ze lubiła spędzać czas z bratem. Nauczyciele wywoływali nazwiska, okazało się że mam być z Styles’em, ty w którym duży się Balir.
- Zazdro. – szturchnęła mnie w ramię. – Spadam, teraz ja.
- Jestem po tobie.
            Blair ustawiła się na starcie. Nauczyciel Nialla wypuszczał uczniów a wuefistka zapisywała wyniki. Widziałam jak biegnie Blair z Niall’em. Fajnie to wyglądało, w prawdzie Blair została trochę w tyle, ale też sobie nieźle radziła. Niall bardzo szybko znalazł się na mecie.
            Kazano mi podejść na start.
- Harry. – loczek podał mi rękę.
- Winter.
- Mówili że Summer.
- Nie ta pora roku. – zaśmiałam się.
- Faktycznie, niezły popis z tym kozłem. Podwójne salto, ćwiczyłaś coś?
- Tak. – odparłam.
- Na miejsca!
- A powiesz i co?
- Gotowi?!
- Ćwiczyłam…-nie dane mi było skończyć zdania.
- Start!
            Start miałam bardzo dobry, przecież to tylko osiemdziesiąt metrów tak? No cóż, przyszalałam dziś na WFie więc karma się na mnie odbiła. Poczułam przeszywający ból w kolanie. Od razu się zatrzymałam. Chciałam dojść do mety, ale ból w nodze mi na to nie pozwalał, pokulałam do nauczyciela.
- Co jest Johnson?
- Zapomniałam stabilizatora kolana. – powiedziałam.
- Uczennice, myślicie tylko żeby dobrze wyglądać. Horan. – mężczyzna skinął na chłopaka. – Odeskortuj koleżankę do pielęgniarki.
- Dam sobie radę. – zaczęłam protestować.
- Ledwo chodzisz. – wypalił Niall.
- Bez gadania. – facet patrzył na mnie groźnym wzrokiem.
            W sumie miałam zamiar podeprzeć się na Niallu niestety chłopak miał inny plan. Wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Uderzyłam go pięścią w pierś.
- Weź mnie odstaw.
- Nie ma mowy skarbie. – zaśmiał mi się w twarz.
- Przestań tak mówić.
- Dobrze kangurku.
- Kangurku?
- Tak, nie podoba się? – zapytał zaciekawiony.
- Nie, no przecież, mi wszystko odpowiada, a zwłaszcza to że mnie niesiesz. – warknęła z sarkazmem.
- Wiedziałem że się dogadamy. – Chłopak stanął tyłem do białych drzwi i nacisnął klamkę łokciem. – Dzień dobry. – przywitał się od razu.
- Pan Horan i…
- Winter. – przedstawiłam się. Opowiedziałam kobiecie o moim problemie z kolanem. Przez chwile stukała w różne miejsce. Kazała i wstać i przejść się po gabinecie, czego nie byłam w stanie wykonać. Niall się śmiał, za co skarciłam go wzrokiem, co za dupek, miał mi pomóc i sobie iść, a nie siedzieć i się ze mnie lać.
- Myślę, że z tą nogą nie bardzo będziesz mogła funkcjonować skoro tak cię boli, wrócisz do domu.
- Nie! Ja zostanę, naprawdę nic mi nie jest.
- Cukiereczku… - zaczęła starsza kobieta. – nie stawiasz nogi na ziemi, myślę że będziesz musiała z powrotem wrócić do stabilizatora na kilka dni, a potem nie forsować kolana.
- Ale to mój pierwszy dzień, niech mi pani pozwoli zostać. Proszę. – byłam nie ugięta.
- No nie wiem.
- Niall mi pomoże…
- Co? – zapytał a ja walnęłam go łokciem w brzuch. – Z wielką przyjemnością. – udało się.
- Dobra, ale to ten jeden jedyny raz.
            Opuściłam korytarz  podbierając się na Niallu. Kiedy tylko znaleźliśmy się a drzwiami odsunęłam się od chłopaka. A prawdę nie miałam z nim ochoty spędzać ani godziny, minuty czy sekundy. To było zbyteczne.
- A ty gdzie. Miałem ci pomagać. – uśmiechnął się cwaniacko.
- Ale nie musisz, dam sobie radę. – burknęłam.
- Nie wyglądasz.
- To patrz.  – zaczęłam powoli iść w stronę mojej szafki, lekko kulałam.
- W cale się nie krzywisz. Mam ci pomóc, i to zrobię z wielką przyjemnością, a zwłaszcza że sama o to poprosiłaś. – chłopak podszedł do mnie po czym zabrał mnie na barana. No świetnie, nie tylko będę musiała spędzić całego dnia z nim, to jeszcze będę zabijana wzrokiem przez cały dzień przez zazdrosne dziewczyny.
            Chłopak niósł mnie korytarzem. Wszyscy patrzyli na mnie, poważnie? Przecież najbardziej popularniejszym chłopakiem w szkole którego nie lubię, i w cale żadna dziewczyna nie chce mnie udusić gołymi rękami.
- Coś ty taka nadąsana.
- Wcale się nie dąsam.
- W ogóle kangurku.
- Przestaniesz? Co ja mam wspólnego z kangurem? – nie odpowiedział tylko uśmiechał się cwaniacko, boże, czy on umie zrobić inną minę?! Jest strasznie irytujący, weźcie go zabierzcie ode mnie.
- Co masz teraz?
- Nie wiem, chemię chyba. – powiedziałam. – Masz zamiar nosić mnie cały dzień na plecach?
- Tak.
- Po co? Nie możesz mnie zostawić, i sobie pójść, po co ci ja?
- Powiedziałem że jesteś moja, i nie zmienię zdania skarbie, niech każdy wie że ma cię nie dotykać bo należysz do mnie, nie będziesz spotykać się z żadnym chłopakiem bez mojego pozwolenia. – warkną wkurzony.
- Przepraszam?! Nie jestem żadnym przedmiotem ani twoją własnością, mam własną wolę i mogę robić co mi się żywnie podoba. Nie masz nic do gadania.
- Uwierz mi mam dużo. – znów się cwaniacko uśmiecha, niech on przestanie, to jest irytujące, do jasnej cholery!
- Przestań – powiedziałam po chwili niezręcznej ciszy.
-Ale co.
- Się tak uśmiechać, to irytujące.
-Ale że jak.  – robił to celowo, żeby mnie zdenerwować, jak boga kocham.
- Tak właśnie.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Ugh, jesteś itrytujący! – burknęłam kiedy posadził mnie na krześle w Sali chemicznej. Nareszcie jakiś przedmiot który ogarniam.

Mam nadzieję że rozdział się podobał, jest chyba wystarczająco długi, z boku bloga jest zakładka aska, możecie pytać postacie i mnie o co tylko chcecie XD