piątek, 26 września 2014

Rozdział 3

Winter
Zeskoczyłam z motoru Harry'ego, po czym rozmasowałam swoje pośladki. Nie mam zielonego pojęcia jak Styles jeździ na tym motocyklu, naprawdę musi mieć dupę ze stali. Ściągnęłam kask i odwróciłam się do przyjaciela.
- O której wrócisz? - zapytałam ziewając.
- Nawet nie próbuj czekać, masz iść spać. - wskazał na mnie palcem.
No cóż od dość długiego czasu nie mogę się wyspać, bo zwykle śni mi się ten sam koszmar, a gdy się obudzę, nie mogę zasnąć, mimo ciągłych prób. Wtedy ląduję w kuchni pijąc szklankę ciepłego mleka.
- Cokolwiek. - zakryłam dłonią usta. - Nara frajerze, tylko się nie schlej. - zamknęłam szybkę od jego kasku.
Ruszyłam w stronę naszego apartamentowca.
- Ej! Wszystko w porządku? - usłyszałam Harrego a w odpowiedzi podniosłam rękę z kciukiem do góry, pokazując, że wszystko jest okey. - Winter, zjedz coś.
- Już lecę! - zakpiłam po czym weszłam do budynku.
Nie miałam nic przeciwko posiadaniu pieniędzy, mieszkaniu w zajebiście drogim apartamencie z niesamowicie pięknym widokiem, za oknem, które umieszczone było tuż obok mojego łóżka. Miałam coś przeciwko, jebanej godzinie nocnej co było zdecydowanie nietrafnym pomysłem dla mieszkańców tego wieżowca.
Moi sąsiedzi byli albo totalnymi snobami i arystokracją, która nie życzyła sobie usłyszeć bicia twojego serca po godzinie 22.00. lub nadziane dzieciaki, takie jak ja, bawiące się od rana do wieczora, które mają wyjebane na sąsiadów z wyższych sfer. Można powiedzieć, że w tym budynku są ciągłe kłótnie jeżeli chodzi o imprezy czy bankiety.
Właśnie gdy winda zatrzymała się na moim piętrze i drzwi się otworzyły, zobaczyłam panią Mocasto ze swoim yorkiem na rękach, policjanta oraz Charlotta'ę, moją wspaniałą sąsiadkę, która od czasu do czasu zapraszała mnie na papierosa. Dziewczyna miała wysoko upięte włosy, sukienkę, która odsłaniała jej plecy, białe rękawiczki oraz czarne klasyczne szpilki.
- Proszę pana, ta dziewucha od rana do wieczora imprezuje, tu się nie da mieszkać. -starsza kobieta wymachiwała rękami na wszystkie strony. - wraca rano upita, powodując wiele zamieszania, ja i moja Lily nie możemy spać. - wskazała na pieska.
- Z tego co mówi pani sąsiadka, wcale tak dużo się nie dzieje. - policjant wydawał się być zagubiony w tym co właściwie się działo.
- Pani Mocasto, jak pani widzi, wracam właśnie z akcji charytatywnej mojego ojca. Nie wykonałam żadnego złego ruchu aby kogokolwiek obudzić. - Charlotta miała minę profesjonalnej snobki, więc komendant nie mógł uwierzyć w słowa starszej kobiety.
Aby dostać się do mojego apartamentu musiałam minąć moje kłócące się sąsiadki, a żeby to zrobić, nie będąc wmieszaną w ich wojnę, trzeba by było być czarodziejem
Zrezygnowana ruszyłam w ich stroną z kaskiem pod pachą ziewając, jakby nie spała od stuleci.
- O pani Johnson! Jak miło panią widzieć, prawda, że młoda McCall wyprawia huczne imprezy? - sąsiadka chciała mieć we mnie swoje wsparcie ale ja postanowiłam się w to nie mieszać.
Wiedząc, że Charlotta jest na wygranej pozycji wypaliłam.
- Ja nic nie wiem, mam dźwiękoszczelne ściany. - skłamałam.
Puściłam oczko do Char i podeszłam do moich drzwi. Otworzyłam mój apartament, po czym weszłam do środka. Kask rzuciłam u moich stup, ściągnęłam kurtkę by walnąć ją na komodę po czym stanęłam przed lustrem.
Uśmiech, który przed chwilą gościł na mojej twarzy zamienił się w podkówkę a ja przewróciłam oczami. Spojrzałam na swój brzuch z profilu, unosząc bluzkę.
- Ja pierdole. - jęknęłam widząc na biodrach tłuszcz.
Nie obchodząc się tym że jestem w przedpokoju, zrzuciłam z siebie buty i spodnie, po czym w samej koszulce i majtkach powędrowałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Lekko się zdziwiłam widząc że jest wypchana po brzegi samymi warzywami i zdrowymi rzeczami, oraz wielką miską sałatki greckiej, którą mogłam zjeść w normalnej ilości, bo nie specjalnie była tucząca.
Zobaczyłam małą karteczkę od Larry. Dziewczyna kazała mi zjeść całą sałatkę bo jak nie, to wepchnie mi ją do gardła własnymi rękami.
Zrezygnowana posłuchałam prośby przyjaciółki i z małą miseczką sałatki usiadłam w salonie. Jednak nim zabrałam się za jedzenie usłyszałam dzwonek.
- Ugh. - jęknęłam rzucając widelcem w miskę.
W drzwiach stanęła Charlotta, już przebrana w dresy z masą bransoletek na dłoniach. Pomachała mi paczką papierosów przed twarzą, a ja odsunęłam się aby ją wpuścić do środka.
- Wow, ty jesz. - zaśmiała się siadając na kanapie.
- Żyć muszę. - przewróciłam oczami zabierając się za sałatkę. - Co się stało?
- A weź mi nie mów. - zaczęła zrzucać bransoletki z rąk ukazując cienkie linie na nadgarstkach, pewnie dlatego że biżuteria ją drapała po skórze. - Ojciec wymyślił sobie kurwa akcję charytatywną, a że nie miał osoby, która by witała gości, stałam przez pół nocy przy drzwiach jego galerii witając wszystkich zasranych bogaczy a w zamian? Nic, po raz kolejny. Nic. Nienawidzę go. -zakończyła swój krótki wywód. - A co u ciebie?
- Nie lepiej. - burknęłam opierając się o kanapę oraz przeżuwając pomidora. - Pamiętasz jak opowiadałam ci o akcji sprzed wakacji.
- Aha, o chłopaku, który zostawił cię bez ani jednego słowa, zabrał ze sobą swoją siostrę, która była twoją przyjaciółką, przez co za nią też tęskniłaś, a że on się postanowił nie odzywać, dostałaś załamanie nerwowego, bo myślisz że opuścił cię bo jesteś brzydka i gruba, a potem twoja przyjaźń z Harry wzrosła do tego stopnia, że niektórzy myślą, że jesteście parą, no i dostałaś w spadku masę kasy, przeprowadziłaś się do jednego wieżowca, gdzie poznałaś rąbniętą dziewczynę, z którą wychodzisz na papierosa bo cię o to prosi i z tą, która ma cięcia na nadgarstkach?
- Tak o to. Wrócił do Londynu. - wepchnęłam fetę do buzi gdy Charlotta zaczęła się krztusić dymem papierosowym. Gdy się opanowała popatrzyła na mnie jak na dziwadło.
- Co za dupek! - wypaliła. - skończyłaś? - spojrzała na moją pustą miskę.
- Yup. Daj szluga. - dziewczyna wyciągnęła do mnie paczkę papierosów.
Wsadziłam jednego w usta i pobiegłam założyć dresy aby spokojnie wyjść z Char na dach wieżowca. Po kilku minutach stałyśmy na chłodzie, opierając się o murek na dachu budynku. Wypuszczałam kółka z dymu
- Jak to możliwe, że wrócił? Znaczy...jaki to ma sens?
- W sumie jestem głupia, że o tym nie pomyślałam, ale...Blair musiała skończyć szkołę, zresztą to samo Niall, który teraz kibluje. Jeżeli by nie chodzili, ktoś by to wykminił i skończyłoby się prokuraturą, na co Horan nie pozwoli. - poskładałam wszystko do kupy.
- Jezus, co za porąbany świat. - wyrzuciła filtr od peta.
Ziewnęłam głośno po czym przetarłam oczy dłonią.
- Dobra ja idę spać, Harry mnie zabije, jak zobaczy, że nie śpię. - ziewnęłam po raz kolejny.
- I wy nie jesteście parą. - pokręciła głową.
W mieszkaniu zrzuciłam z siebie ciężkie ciuchy, rozpuściłam włosy, po czym z łazienki weszłam do pokoju. Uśmiechnęłam się widząc, mój nowy pokój. Larra zrobiła mi najlepsze łóżko na ziemi. Masa miśków z Disney'a była naprawdę świetna. Od razu wpakowałam się pod narzutę i wepchnęłam głowę w miśki, zasłaniając sobie głowę.
Sięgnęłam jeszcze dłonią do małej lampki po czym zgasiłam światło, udając się do krainy morfeusza.

Weszłam na korytarz szkolny, który pomimo przerwy był totalnie pusty. Spojrzałam na zegarek, nie było przerwy obiadowej, aby ludzi nie było nigdzie indziej w szkole. Jednak mimo tego udałam się do stołówki. Maszerując przez szkołę mogłam usłyszeć bicie mojego serca, bo było aż tak pusto. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Nialla, jednak ten odrzucił połączenie.
Na końcu korytarza zobaczyłam małą Horan.
- Blair! - krzyknęłam do niej, na co blondynka odwróciła się i pomachała, po czym skręciła w lewo.
Zaczęłam biec w jej kierunku, jednak gdy stanęłam na miejscu mojej przyjaciółki, zobaczyłam Harry'ego obok sali drzwi na dziedziniec szkoły.
- Styles?! Zaczekaj! - poprosiłam i ruszyłam w kierunku przyjaciela, który mnie nie posłuchał.
Wybiegłam ze szkoły, wszędzie było pusto, nigdzie nie było żywej duszy, to aż prosiło się o krzak z pustynie i wycie wilka, lub świerszcze. Przy drzwiach do stołówki, po drugiej stronie dziedzińca stała Larra. Pomachała do mnie, abym szła za nią, po czym weszła do stołówki.
Gdy znalazłam się w tym samym pomieszczeniu co ona, zobaczyłam moich przyjaciół. Stali w grupie, Niall, Blair, Harry, Larra, Dylan, Lilah, Mia, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor a nawet Charlotta. Ludzie z wyścigów, Stella, rodzice, Dean, wujkowie, koleżanki z treningów gimnastycznych.
Uśmiechnęłam się szeroko po czym chciałam do nich podbiec. Lecz gdy już miałam się przytulić do Nialla, jakaś niewidzialna ściana odgrodziła mnie od moich znajomych.
Blondyn odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się złośliwie.
- Myślałaś, że się tutaj dostaniesz? - zakpił.
Uderzyłam dłonią w niewidzialną powłokę, wywołując tym falę po całej jej powierzchni.
- Próbuj dalej, nie chcemy cię tutaj. - zaśmiała się Blair.
- Co? Dlaczego? - zapytałam widząc jak wszyscy patrzą na moją zgarbioną osobę. - Przyjaźnimy się.
- Przyjaźnić się? Z tobą? - Harry razem z Deanem stanęli po bokach blondyna.
- Błagam cię, z taką łamagą, brzydką, laską, która ma nierówno pod sufitem? Jak można się bać motorów? - powiedział Styles.
- Nie wspominając o wpierdzielaniu słodkiego, a potem się dziwisz, że jesteś gruba. - zaśmiał się Dean. - I proszę cię, nie noś nigdy więcej tej kiecki co miałaś ją wczoraj, tłuszczyk po bokach ci wychodził.
- Mówiłeś, ze wyglądam dobrze. - spojrzałam na mojego przyjaciela.
- Och błagam, to było z grzeczności. - usłyszałam Lilah. - Serio jesteś taka tępa, że się nie zorientowałaś?
W tym momencie wszyscy zaczęli rzucać we mnie obelgami a ja stałam jak kłoda zalewając się łzami, nie wiedząc co robić. Jedyną osobą, która mnie nie wyzywała był Niall. Stał nieruchomo, w samym centrum rej gromadki i patrzył prosto w moje zapłakane oczy.
Kiedy wszystko zaczęło blaknąć, stałam w pustej przestrzeni, a przede mną Niall, z założonymi rękami, z obojętnym wyrazem twarzy.
- Chciałeś być ze mną. - wyjąkałam. - Prosiłeś mnie o bycie twoją dziewczyną.
Nie odpowiedział mi. Podeszłam do niego, a gdy dotknęłam jego dłoni, rozmył się w powietrzu, zostawiając mnie samą. Odwróciłam się na około siebie, ale niczego nie dostrzegłam, oprócz białego koloru.
- Halo?! - krzyknęłam przed siebie. - Jest tu ktoś?! - kolejna fala przerażenia oblała moje ciało, a ja zalała się kolejnymi łzami. - Ktokolwiek! - upadłam na kolana. - Błagam! Proszę. - wypowiedziałam przez łzy.
W tym momencie usłyszałam warkot silnika, jakiś motor jechał w moją stronę, nie podniosłam się. Siedziałam w miejscu zszokowana do puki, nie zrozumiałam, że zginę. Z mojego gardła wydarł się głośny pisk i...

Gwałtownie usiadłam na łóżku, łapiąc się za serce.
Znów to samo, ten sam sen od kilku dni nie dawał mi spokoju, bałam się poniżenia, że zostanę wyśmiana, i samotności. Bycie samą przerażało mnie, bo wiem, że nie poradziłabym sobie w niczym. Pewnie gdyby nie Harry, to moja depresja doprowadziłaby mnie do samobójstwa, na szczęście Styles powoli wyciągał mnie z dołka.
- Winter? - w drzwiach stanął zaspany Harry. - Znowu krzyczałaś przez sen. - przejechał ręką po włosach.
- Znowu śniło mi się to samo. - przetarłam ręką po oczach.
- To co? Szklaka dobrego mleka i silne środki nasenne?
- Pewnie. - wygramoliłam się spod miliona koców i miśków, po czym poszurałam nogami do kuchni, za Harrym. Chłopak wyciągnął mleko, dwa kubki i dla mnie proszki na spanie, po czym wsadził picie do mikrofalówki.
- Jadłaś coś? - spojrzał na moje nogi. - Jezus, noś spodnie, jesteś za chuda.
- Mnie nie oszukasz. - burknęłam patrząc na kolana oblane tłuszczem.
- Winter! - walnął ręką o stół. - Jesteś chuda jak patyk, tylko skóra i kości, gdzie ty widzisz tłuszcz.
Chodź na wagę.
Chwycił mnie za rękę po czym pociągnął do ubikacji, gdzie kazał mi stanąć na wadze. Nawet nie miałam odwagi spojrzeć na wyświetlone cyfry bo obawiałam się, że wyskoczy o wiele za dużo.
- Ja pierdole. - usłyszałam jęk Harrego.- Powinnaś warzyć przynajmniej 15 kilo więcej.
Usłyszałam a mi prawie zrobiło się słabo. 15 ? Tylko tyle straciłam? Ważyłam 45 kg przy 168 cm? To przecież tak dużo. Gruba kretynko, na co jadłaś tą tłustą sałatkę. Usłyszałam w swojej głowie. Zaczęłam strasznie płakać, nie chciałam wyglądać tak jak teraz, chciałam być chuda, jak modelka, albo nawet lepiej, chciałam się podobać. Miałam wrażenie, że wyglądam jak dynia, czasem w miała uczucie, że jestem obżarta jak beczka, mimo że nie jadłam od kilku dni.
Harry przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego. Zaczął mi mówić, że muszę wyzdrowieć, bo doprowadzę się do grobu, a on chce, abym była szczęśliwa, i że mam żyć z szerokim uśmiechem na twarzy, a nie jak cień. Według niego ledwo mnie było widać. Zdrowa waga do mojego wzrostu wynosiła 57.4. ale to było dla mnie za dużo. Ja chciałam aby na wadze widniało 40 kg.

- Nie idziesz jutro do szkoły. - powiedział Harry i zaniósł mnie do pokoju, widząc, że proszki nasenne zaczynają działać. Ziewnęłam głośno powoli ruszyłam w stronę swojej sypialni.


Miśki proszę was skomentujcie, bo mi się przykro robi, widząc że potrafiliście dać 25 komentarzy a pod ostatnim rozdziałem tylko 9 :c - Śnieżka

piątek, 19 września 2014

Rozdział 2

Larra
Patrzyłam jak Winter wkracza do warsztatu z taką furią, że albo znów pokłóciła się z Harrym o jedzenie, albo...pokłóciła się z Harrym o jedzenie. Kątem oka widziałam jak na naburmuszona siada na kanapie i splata ręce na piesi. Westchnęłam ciężko i oderwałam się od komputera.
- Winter, co się stało? - zapytałam.
Ostatnio trzeba było się obchodzić z Winter jak z jajkiem. W tej chwili była to rozregulowana emocjonalnie bomba, która już kilka razu zdążyła wybuchnąć, teraz trzeba było tylko czekać na kolejny atak płaczu i paniki brunetki.
- Nic się nie stało. - warknęła.
Widziałam, że ją nosiło i, że z trudem powstrzymywała chęć rozwalenia czegoś na drobny mak.
- Liam jest na sali, idź się na nim wyładuj. Boleć go nie będzie, odkąd z ciebie sama skóra i kości.
- Kurwa jaka skóra! To pełno fałdek tłuszczu! - jęknęła rozpaczliwie, nie rozumiejąc co mówię.
Mogłabym się zabawić w 'pokaż gdzie jest ten tłuszcz', ale już to przerabiałam. Sięgnęłam po jej kościstą rękę i samodzielnie wpakowałam do samochodu. W końcu usiadłam za kierownicą żółtego camaro i skierowałam się do siłowni, gdzie zwykle ćwiczył Liam. Wolałabym aby Winter wyładowała swoją złość worku treningowym pod opieką chłopaka, który, w razie gdyby Wii zaszła za daleko, zainterweniuje.
Musiałam brunetkę siłą wyciągać z jej samochodu. Szłam za nią, trzymając rękę na jej plecach, to chyba dodawało mi pewności, że dojdzie do budynku. Wyjechałyśmy na trzecie piętro i totalnie zlewając recepcjonistkę zaprowadziłam ją na salę gdzie Liam walił w worek bokserski. Gdy tylko weszłyśmy do pomieszczenia brunet przerwał trening.
- Ma za dużo energii, zrób coś z tym. - powiedziałam, jakby Winter tu nie było.
- Worek. - Liam od razu pokazał na wielki walec zwisający z sufitu.
- To się robi nudne, zawsze jest worek, nie mogę pobiegać? - Liam chwycił ją za ramiona i postawił przed workiem.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że to jest jedyna rzecz, na której pozwolę ci poćwiczyć. - te rzekome ćwiczenia często kończyły się histerycznym płaczem, to był moment kiedy kolejna bomba emocjonalna w Winter została zdetonowana. Wtedy dzwoniliśmy po Harry'ego, który ją uspakajał i zabierał do domu.
- Ja wracam do warsztatu. Kto dzisiaj jedzie? - zapytałam szybko brunetkę.
- Ci co chcą. Nie chce mi się tym dowodzić. - burknęła dalej tępo patrząc się w worek.
Strzeliłam tylko dziwną minę do Liama, który również wydawał się zdezorientowany. Pożegnałam się po czym, opuściłam budynek i wskoczyłam do samochodu Winter. Brunetka nie musiała się przejmować transportem, mógł ją podwieźć albo Liam, albo Harry.
Ostatnio Winter była chodzącą oazą spokoju. Dzisiaj jej coś odwaliło, a to musiało mieć jakąś przyczynę. Wszyscy znosili anorektyczkę, bo wiedzieli, że Winter, jest na skraju załamania nerwowego. Zimna suka, którą odstawia w miejscach publicznych to tylko tarcza przed wszystkim co ją otacza.
Wkroczyłam do warsztatu, rozciągając ręce. Ziewnęłam przeciągle i skierowałam się do pomieszczenia gdzie Dylan, siedział na kanapie sącząc Dr Peppera. Opadłam obok niego po czym wywaliłam nogi na stolik.
- Co u niej? - patrzyliśmy się tępo w telewizor.
- Nie wiem, poszła się do Liama. Zagoiła mu się rana po jej paznokciach. - jeden kącik moich ust powędrował do góry.
- Wiesz co pojadę do Winter do mieszkania.
- Po co?
- Szczerze? Ostatnio mało sypia, przynajmniej tak mówi Harry, ma jakieś koszmary. Zrobię jej jakiś fajny klimacik w pokoju, jak nie będzie spać, to przynajmniej będzie mieć przyjemnie w pokoju.
- Skocz do Disney World. Wiesz że kocha Disney.
- Ej a pianki?
- Nie kupuj słodyczy, bo się wścieknie. - przypomniał mi.
- No dobra, a jakby przytulanka pianka?
- Larra, to raczej nie możliwe, ale kup. - pokręcił głową.
Piętnaście minut później stałam przed sklepem z zabawkami Disneya. Z Dylanem wiedzieliśmy, że Winter uwielbia tego twórcę i nie powinnam dostać ochrzanu za przerobienie jej sypialni, w bardziej Disneyowy styl. Pierwszym przystankiem była półka z przytulankami, znalazłam w miarę małe przytulanki z postaciami bajek, kupiłam wszystkie postacie z Myszki Miki i Kubusia Puchatka, no a do tego jeden Sitch i Minionek bo były mega kochane, że nie mogłam się oprzeć. Do wózka wrzuciłam jeszcze jeden puchaty koc, przeurocze poduszki, znalazłam jeszcze lampki z białym kabelkiem.
Kobieta za kasą wyglądała prze komicznie gdy mnie zobaczyła.
- Będę miała siostrę. - skłamałam.
- Wszystko jasne. - uśmiechnęła się rozumiejąc moją sytuację.
Wyszłam z kilkoma torbami, które ledwo upchałam w bagażniku. Postanowiłam jeszcze zatrzymać się u fotografa, gdzie z mojego telefonu wybrałam trzydzieści zdjęć tylko z Nowej Zelandii. Poprosiłam mężczyznę aby wywołał to na kartkach od polaroida.
Po pół godziny dostałam zamówienie w różowym pudełeczku. Zapłaciłam i skierowałam się jeszcze do spożywczego, gdzie nakupowałam warzyw aby zrobić Winter lekką sałatkę, bo wiedziałam, że jak się zgodzi coś zjeść to będzie to zielenina, dołożyłam do tego jogurt naturalny. Podziękowałam kasjerce. Teraz mieszkanie Stylesa i Johnson.
Nikogo nie było ale na szczęście Harry zostawił klucze w kwiatku. Otworzyłam szeroko drzwi i zaczęłam nosić rzeczy z samochodu do pokoju Winter. Gdy wszystkie zakupy stały w azylu brunetki zabrałam się za przygotowywanie łóżka. Pościeliłam je, widząc, że Wii nie bardzo miała humor aby zrobić to samej. Ładnie narzuciłam na pościel puchaty koc, poukładałam wszystkie przytulanki i poduszki tak, że głowa dziewczyny zatopi się w nich, kiedy położy się spać. Przy pomocy przeźroczystej taśmy klejącej przymocowałam dziewczynie nad głową lampki, które za zadanie miały dać klimat wieczorami gdy Winter nie sypia. No i zostało mi ostatnie zadanie, czyli oblepienie ścian na około łóżka, zdjęciami z Nowej Zelandii. Udało mi się je ułożyć w czterech rzędach na długość łóżka. Odsunęłam się nieco. Wyglądało bosko.
Posprzątałam mojej przyjaciółce w pokoju po czym wysłałam zdjęcie do Dylana. Po chwili mój bliźniak dzwonił do mnie.
- Sis zamień się płcią i daj mi tam zamieszkać. - udawał głos dziewczyny.
- Boże, Dylan idź się leczyć co? Bo zachowujesz się jak psychol. - przewróciłam oczami gdy zamykałam drzwi do mieszkania brunetów.
- A tak poważnie, to kawał świetnej roboty, powinno jej się podobać. - Pochwalił mnie. Wrzuciłam klucze do kwiatka i udałam się na nogach do warsztatu.
- Słuchaj, Winter wróciła do warsztatu? - zapytałam.
- Nie, ale podejrzewam, że się tutaj nie pojawi.
- Bo?
- No tak, newsy do ciebie nie dotarły. Tak więc blondyn do którego Winter aktualnie ma mega mieszane uczucia jest w mieście, a przecież wyścigi bez niego to nie wyścigi. Więc teraz wydurnia się z Harrym i Blair. - powiedział spokojnie.
- Co kurwa!? Jak mi się na oczy pokażę to wydrapię mu te paczałki. Przejadę go jego motorem w dwie strony, zakopię, odkopię sklonuję i zrobię dokładnie to samo jego kolonowi, tylko jego już nie sklonuje. Mam mu sporo do wygarnięcia. Ojj Horan masz mocno przejebane. - wypaliłam do słuchawki.
- No widzisz, jednak jesteśmy bliźniętami. - zaśmiał się. - Dzwoń do Liama, może on wie co z Winter.
- Dobra, nara lamo. - pożegnałam się z nim po czym wykręciłam numer do Payne'a.
Liam powiedział, że Wii nie ma u niego od dobrych trzydziestu minut. Krótko mówiąc, wyparowała jak to miewała w zwyczaju. Spróbowałam się połączyć z brunetką ale jak zwykle usłyszałam jej popierdoloną sekretarkę.
- Jeżeli chcesz się dowiedzieć czy jadłam to przecież wiesz że nie, próbuj dalej, może odbiorę...pip.
Ja się pytam kto normalny ...no dobra to Winter, w tej chwili ma shake'a zamiast mózgu. Przez Nialla, a co do niego. Ktoś musi mu chyba coś powiedzieć. Wściekła ruszyłam do warsztatu/

Dylan
Siedziałem pod ścianą przy laptopie, Harry gonił się z Niallem jak jakieś pięciolatki, Blair grała na telefonie gdy do warsztatu wparowała Larra. Od razu zobaczyłem, że jej usta są zwężone w cienką linię, co oznaczało, że trzeba interweniować. Gniew Larry w tym momencie sięgał zenitu, co nie wróżył dobrze.
Znalazła się obok Nialla, którego spoliczkowała. Zamknąłem komputer żeby odciągnąć wściekłą siostrę od Horana.
- Zabiję cię kurwa! - no nie, będzie teraz odwalać sceny. - Przez ciebie Winter, zachowuje się jakby była niezrównoważona psychi...mhmh!! - zatkałem jej usta dłonią. Zaczęła ją lizać co było normalne więc nawet nie cofnąłem ręki.
- Uspokój ją. - poprosił Harry.
- O co chodzi z Winter? - zapytał zdezorientowany Niall. - Coś jej jest?
Larra ugryzła mnie w rękę. Zasyczałem zaskoczony. Jeszcze nigdy się nie posunęła do tego stopnia, żeby gryźć.
- Jakby Cię to kurwa obchodziło! - krzyknęła a ja zacieśniłem uchwyt w jej talii.
- Larra! - huknąłem na siostrę i pociągnąłem ją w stronę drzwi. Wpakowałem ją do samochodu, który zafundowałam nam Winter. Usiadłem na miejscu kierowcy. - Zachowuj się, kurwa.
- Wyrażam tylko swoje zdanie wysokim tonem. - wypaliła.
- Ale pomyśl też, że Winter nie chce aby Niall wiedział, że coś z nią jest nie tak. - warknąłem.
- Dobra! Idę się przejść.
-Dobrze ci to zrobi.
Dziewczyna pociągnęła za klamkę drzwi a gdy je odblokowała kopnęła je. Wyszła z samochodu po czym szybkim krokiem wyszła z warsztatu. Walnąłem głową o klakson samochodu. Gdy zdecydowałem się wysiąść Horan zgarnął Blair do domu, po coś tam a Harry próbował gdzieś się dodzwonić. Za pewne do Winter.
- Tak, dobrze, Winter obiecuje. Tylko proszę, zjedz. Dziękuję. - westchnął z ulgą. - Do zobaczenia smarku.
- Powiesz mi jak to jest, że tylko ciebie się słucha?
- Powiedziała, że jestem jak Dean. - spojrzał na mnie.
Odjęło mi mowę. No cóż, realcja z Winter i Deanem z punktu widzenia osób można powiedzieć czwartych to był typowy słodki związek. Dla takich ludzi byli parą. Dla osób trzecich czyli ja, Larra, Lilah i Mia byli rodzeństwem. My widzieliśmy w tym zagrania typowe dla brata i siostry ale z momentami nadopiekuńczości ze strony Deana.
Winter kiedyś powiedziała, że to nie realne aby utworzyła kiedyś taką samą więź z kimś innym i myślałem, że mówiła prawdę. Ale chyba nie przewidziała, że będzie przechodzić załamanie psychiczne po raz kolejny.
- Nic nie mów. - wypalił siadając przy motorze.

Wszyscy już stali na starcie poza mną, Larrą i Blair. Winter ani słychu ani widu, nikt nie wie co się z nią dzieje. Jedyne co nam powiedział Harry to to, że zjadła jakąś tam lekką sałatkę na warzywach.
Wiele w powietrzu było czuć spaliny, z każdej strony słyszałem dźwięki silników, no i te panienki w skąpych strojach, przez które nie szło zapanować nad stojącym kutasem.
Dziewczyna stanęła na linii startu i zaczęła odliczać. Po chwili wystrzeliła z pistoletu dając sygnał do startu i wszyscy ruszyli. Ale przecież nie obędzie wyścig bez wielkiego wejścia Winter.
Dziewczyna tylko śmignęła przed oczami widzów i pognała na motorze dogonić Harrego i Nialla, którzy byli w czołówce.
- Daję 5 funtów że wygra. - wypaliłem patrząc przed siebie.
- Stoi. - Larra uścisnęła moją dłoń po czym założyłem słuchawki, uruchomiłem laptopa i spojrzałem na mapę.
- Witam księżniczkę. No powiem że wejście spektakularne.
- Ma się te zdolności. Wiesz, kocham być w centrum uwagi. Kieruj.
- Trzymaj się lewej krawędzi, zwiększysz szansę na wybicie się do czołówki.
- Jadę obok Harrego. Czyżby ci coś umknęło, Dylan?
- Chwila nie uwagi. Wybacz. Powiesz mi po co karzesz mi się kierować, skoro sama sobie dobrze radzisz?
- Dla towarzystwa? Żebym miała w trakcie wyścigu do kogo gębę otworzyć.
- Poczułem się przedmiotowo.
- Wybacz Dylan, skarbie nie złość się.
- Wybaczam. -ściągnąłem słuchawki, wyłożyłem nogi na blat stołu i sięgnąłem po kubek z pepsi. Larra się zaśmiała i podawała wskazówki osobą, które jechały raczej w środku.
No i tak zawsze. Winter zawsze się kłóci z Larrą na interkomie więc ustaliły, że ja będę kierować brunetkę, co jest jej kompletnie zbędne. Winter, jest świetnym kierowcą, doskonale radzi sobie na torze w każdych warunkach. No cóż, Wii i Dean byli na tyle porąbani, że ćwiczyli na oblodzonej drodze, na szczęście nigdy im się nie stało. Ale aż śpiewali o połamanie kości.
Spojrzałem na ekran i aż wyplułem picie. Winter po raz pierwszy była druga, co mi się w ogóle nie zgadzało z jej stylem jazdy.
- Winter co ty robisz? - zapytałem.
- Kurwa umieram. - wypaliła, chciała zażartować ale jej nie wyszło.
- No to wiem anorektyczko, mówię na poważnie. - przewróciłem oczami.
- Mogę ci powiedzieć jak ten popierdolony debil ma na imię ale obawiam się, że jest to zbędne. - Niall.
- Nie mów, że sobie z nim nie radzisz. - zaśmiałem się.
- Dylan błagam cię, do końca wyścigu jest jeszcze ten zakręt i trzykilometrowa prosta, a wiesz jak ja jeżdżę po takim terenie.
- Dobra, rozumiem masz zamiar go wyprzedzić na prostej. Okey, ja się nie mieszam.
- I prawidłowo. - zaśmiała się.
Razem z Larrą rzuciliśmy słuchawkami o stół i poszliśmy na linię mety. Blair chodziła za nami, starając się nie zgubić między ludźmi. W sumie jej się nie dziwię, jest tu chyba najmłodsza, też bym się bał na jej miejscu. Zobaczyliśmy światła motorów z daleka, a po chwili doszły do nas dźwięki silników. Niedługo potem Winter wjechała z trzydziestosekundowym wyprzedzeniem, zgarniając kolejną pulę pieniędzy. Oparła motor o podnóżek, ściągnęła kask po czym postawiła go na siedzeniu. Podeszła do Larry by przybić sobie z nią piątkę i klepnąć się po tyłku. Mi jak zwykle przybiła tylko żółwika.
- Zostawiasz go tutaj czy jedziesz na nim do domu. - zapytała Larra.
- Poproszę Harry'ego, żeby mnie podrzucił. -uśmiechnęła się.
Kątem oka zobaczyłem Horana, który parzy na plecy Winter z wielkim szokiem na twarzy. Blair stała obok niego, tylko, że Harry odwrócił jej uwagę od naszej przyjaciółki, dając jej szybkiego całusa.
- Niall...-zwróciłem się do Wii.

- Dylan. - poklepała mnie po ramieniu. - Mówisz coś bardzo oczywistego. - odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Nialla, Harry'ego i Blair...nie przepraszam, kierowała się do Seana, który był odpowiedzialny z hajs za wygranie wyścigu; stał za tą trójką.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział I

Patrzyłam z wyższością na Horanów, którzy wspinali się powoli do drzwi szkoły. Moja twarz wyrażała jedynie, nieskazitelny spokój, opanowanie i brak jakichkolwiek emocji, a w środku? Były trzy scenariusze. W jednym z nich rzucam się na Nialla dusząc go gołymi rękami, zabijając tym ostatnią bliską osobę Blair. W drugim, biegnę jak wariatka i całuję chłopaka, mówiąc mu, jak bardzo tęskniłam, oraz obniżam sobie tym moją pozycję społeczną w szkole. A w trzecim? Całuje Harrego w policzek na pożegnanie, żegnam się z przyjaciółmi po czym, nie zwracając uwagi na Horanów, wchodzę do szkoły udając się na lekcje biologii.
Ostatecznie wybrałam ostatnią opcję, wiedząc, że pokaże Niallowi gdzie jego miejsce. Miałam zamiar pokazać chłopakowi, że nie istnieje, dla mnie, nie istnieje...sama w to nie wierzysz. Stanęłam na palcach, pocałowałam loczka w policzek i przytuliłam Lilah.
- Idę stąd, nie mam zamiaru narażać mojej egzystencji na obniżenie statusu społecznego, przez tą wywłokę. - oznajmiłam mojej przyjaciółce.
- Nie bądź wredna. - syknęła.
- On mógł nie być wredny. - szepnęłam na odchodne.
Na korytarzu wszyscy uczniowie schodzili mi z drogi, wszyscy wiedzieli, że w tym momencie lepiej do mnie nie podchodzić. Każdy uczeń tej szkoły srał w gacie na mój widok, nawet Stella zrozumiała gdzie jej miejsce. Jedynymi dniami, kiedy nikt ni stresował się moją obecnością był mój okres. Przeżywałam go ostatnio w dość bolesny sposób, więc nie pokazywałam się na oczy nikomu.
Stanęłam przy ławce rzucając moją torebkę na ziemię. Ostatnio jakoś nie specjalnie obchodziłam się z moimi rzeczami. Dzwonek zadzwonił na lekcje, zaraz po tym jak otworzyłam swoją szafkę. Wepchnęłam do niej torebkę, wyciągnęłam książkę do biologi oraz piórnik, po czym ruszyłam wzdłuż korytarza, nie przejmując się, że po raz kolejny będę miała spóźnienie na lekcje. To zdarzało się dość systematycznie. Wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.
Stukot moich koturnów rozchodził się po szkolnym korytarzu dając sygnał nauczycielowi biologii, że zbliżam się do klasy. Otworzyłam drzwi po czym ruszyłam na tył klasy zajmując swoje miejsce.
- Johnson, to że jesteś milionerką to nie oznacza, że możesz się spóźniać na lekcje, edukacje musisz skończyć. - powiedział srogo nauczyciel.
- Jakby do pana zadzwonili o 7.45 że miał pan włamanie do firmy to też by się pan spóźnił. - skłamałam. - Ojć...pan nie ma firmy, przepraszam mój błąd. - wypaliłam prowokując nauczyciela.
Nie skomentował tego, natomiast odniósł się do mojego obuwia.
- Buty na wysokim obcasie są niedozwolone w szkole.
- Prze pana, to są koturny. - przewróciłam oczami. - Na to nie znajdzie pan żadnego paragrafu. A teraz czy moglibyśmy wrócić do lekcji? Podobno mamy się tu uczyć. - uniosłam jedną brew pyskując do nauczyciela.
Facet ścisnął usta w wąską linię, ale się nie odezwał. Większość klasy wiedziała, że moje pyskówki są na porządku dziennym w szkole, jednak jedna mała blondynka patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Blair chyba nie mogła uwierzyć, że właśnie gryzłam się z nauczycielem. Odwróciłam od niej wzrok po czym spojrzałam na tablicę. Nie zainteresowana lekcją zaczęłam rysować bazgroły w zeszycie. Gdy odsunęłam rękę, z przykrością stwierdziłam, że narysowałam jedzenie, jak ja mogę myśleć w ogóle o jedzeniu, mam na głowie tego jebanego kochanego blondyna. Przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi jeść, więc po kiego grzyba narysowałam to pierdolone jabłko.
Ku mojemu zaskoczeniu zadzwonił dzwonek. Jako pierwsza wyleciałam z klasy, nie musząc przepychać się między uczniami, bo sami ustąpili mi miejsce, albo raczej czekali, aż się podniosę. No cóż, Niall tak dobrze nie miał, gdy był osobistością w tej szkole.
Znalazłam Lilah i Harrego, mieliśmy mieć teraz matematykę więc sama nie będę się nudzić.
- Zgadnijcie o czym marzę. - wypaliłam zajmując miejsce obok Harrego.
- Zerwaniu się ze szkoły? - zapytał.
- Tjaa. To co piszecie się? - zapytałam wiedząc, że Lilah nie bardzo lubi chodzić do szkoły.
- Mi tam pasuje. - blondynka odparła zgodnie z moimi oczekiwaniami.
- Nie, nie pasuje ci. - powiedział Harry. - Tobie też nie. - wskazał na mnie palcem. - Musicie skończyć tę szkołę. Ty, bo cię o to prosił George – zwrócił się do Larry. - A ty, żeby firma była w pełni twoja.
- Ty znowu o tym. - przewróciłam oczami.
Miałam się udać do klasy ale coś mi mówiło, żebym puki co poczekała, bo mogę potem żałować, że opuściłam to miejsce. No cóż myliłam się, obok Harrego stanął Niall. Jeszcze tego tu brakowało. Szybko odsunęłam się od Horana, patrząc na tą niesamowitą scenkę. Idę rzygać...dobry pomysł.
- Co macie teraz? - zapytał.
- Matma. - odparła Lilah, która miała aktualnie nijakie nastawienie do Nialla.
- Ja mam fizykę, szkoda, myślałem, że będę mieć z kimś znajomym, ale jak widać, nie jest mi to dane. - zaśmiał się
- I bardzo dobrze. - powiedziałam cicho jednak wszyscy to usłyszeli.
- Nie bądź wredna. - wypaliła Lilah, po raz kolejny.
- Masz okres czy jak? - czy ty Niall nie widzisz, że coś się tutaj zmieniło.
Po uwadze z okresem, szlag mnie trafił. Podniosłam rękę i w momencie spoliczkowałam chłopaka.
- Od razu lepiej. - uśmiechnęłam się słodko, wiedząc, że blondyn nie podniesie na mnie wzorku. - Widzimy się w klasie. - pocałowałam Harrego w policzek, to samo zrobiłam z Lilah i skierowałam się do sali matematycznej.
Po kolejnych trzech godzinach lekcyjnych był lunch. Oczywiście, że ja zajmuję miejsce bo nie jem, a jak coś to ewentualnie Styles przynosi mi jabłko albo sałatkę. Mając świadomość, że Blair i Niall usiądą z nami, chciałam się ulotnić ze stołówki po tym jak ktoś dosiądzie się do stolika, ale na moje nieszczęście był do Harry, który kazał mi zostać.
- Wkurwiasz czasem. - westchnęłam.
- Dla twojego dobra.
- Skąd ja to znam...czekaj, wiem, powtarzasz się.
Po chwili dołączyła do nas Lilah, z którą pogrążyłam się w rozmowie, nie zwracając uwagi na Nialla, który się dosiadł. Z trudem powstrzymywałam się od opuszczenia stołówki, a aktualnie to było moje marzenie.
W pewnym momencie wszyscy, z wyjątkiem Blair, dostali wiadomości, co oznaczało, jedno. Wyścig. Harry popatrzył na mnie pytająco. No tak kto startuje. Szybko wstukałam żeby wszyscy startowali, łącznie z Niallem. Chłopak uniósł wysoko brwi widząc wiadomość. Popatrzył na mnie a ja zafundowałam mu złośliwy uśmieszek. Lubiłam takie akcje.
A ty?
Nie wiem jeszcze, zobaczę x
Pokręcił jedynie zrezygnowany głową, wiedząc, że nic ode mnie raczej nie wyciągnie. Wstałam od stolika, a gdy już miałam kierować się do wyjścia, Harry zatrzymał mnie za nadgarstek.
- Jabłko. - no tak, nikt nie martwi się o moje żywienie bardziej niż Harry.
Przewróciłam oczami, na dowód mojej irytacji i zrobiłam dużego gryza, po czym odstawiłam owoc z hukiem na stuł.
- Zadowolony?
- Nie bardzo.
- Twój problem. - nawet nie przeżułam jabłka.
Miałam je w ustach do puki nie stanęłam obok drzwi wyjściowych ze stołówki. Nadepnęłam da pedał otwierający kosz na śmieci, wyjęłam kawałek jabłka dwoma palcami z ust i wyrzuciłam je do kosza. Wychodząc kątem oka widziałam, jak Harry walnął głową o stół a Lilah, klepie go po ramieniu.
Byłam kłopotem, i to dość dużym.

Lilah
- Ja się przez nią kiedyś zabiję. - jęknął Harry, mając dość opiekowania się Wii.
Poklepałam go po ramieniu usiłując dodać mu otuchy. No cóż, Winter, zachowuje się jak totalna suka, ale tylko w miejscach publicznych, a teraz też przy Niallu. Z racji tego, że mamy dzisiaj zagrywkę na ocenę, trzeba będzie coś wymyślić, aby Winter doznała jakiejś kontuzji czy coś. Johnson ma za mało siły aby przebić piłkę, a wszystko przez jej super kompleks na punkcie wagi. Z Harrym zabroniliśmy jej nosić sukienki i spódnice, bo jej nogi to są patyki. Oczywiście przekształciła prośbę w taki sposób; stwierdziła, że ma je grube, dlatego nie będzie nosić rzeczy odsłaniające nogi.
Razem zresztą ekipy robiliśmy wszystko co w naszej mocy aby jadła, ale nie za bardzo nam szło. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że gdy opuszczamy mieszkanie, Winter wymiotuje. Harry dostaje często spazmów przez jej wygląd i bardzo się martwi. W ten sposób przestał tak bardzo cierpieć z powodu wyjazdu Blair, co nie zmienia faktu że tęsknił, ale po nim tego nie widać.
- Teraz Wf? - zapytała Blair.
- Dokładnie. - Harry popatrzył na mnie porozumiewawczo. Jeśli wszystko się uda, to Winter zagrywać nie będzie.

Udało nam się, Winter dostała w głowę piłką siatkową, podczas rozgrzewki gdy graliśmy w dwa ognie. Musiała usiąść bo kręciło jej się w głowie. Widziałam jej wzrok, który mówi „dziękuję, ale i tak masz przesrane”.
Stałam przed szkołą czekając na George'a. Miał mnie odebrać, żeby potem pójść na lody i jeszcze do kina. Mój aniołek robił wszystko, abym nie myślała o chorej Wii. To było dość przerażające, miałam z tym koszmary.
Obok mnie pojawił się Niall z Blair i Harrym, który otaczał blondynkę ramieniem.
- Startujecie dzisiaj? - zapytał blondyn.
- Chyba wszyscy jadą. - wzruszyłam ramionami, przypominając, sobie wiadomość Winter.
- Będzie zabawa. - powiedział Horan.
- A ty Blair? Pojawisz się na wyścigu.
- Raczej tak a co?
- Dylan i Larra będą mieć jakieś towarzystwo. Oni ostatnio nie chcą jeździć. - uśmiechnęłam się.
Staliśmy na szczycie szkolnych schodów spoglądając na parking. Samochód Winter wyróżniał się z tłumu kolorem no i wyglądem, kto normalny przyjeżdża takim wozem do szkoły. Niall i Blair chyba właśnie zauważyli to auto, bo oboje zmarszczyli brwi.
- Czyje to auto? - zapytali równo.
- Jest...- Harry chciał odpowiedzieć ale pojawiła się Winter, która nas minęła rozmawiając przez telefon, po czym wyjęła kluczyki i otworzyła samochód. - No właśnie jej.
- Styles! Jedziesz czy nie?! Pół dnia czekać nie mam zamiaru. - krzyknęła na loczka.
Chłopak pocałował szybko Blair w usta, przybił sobie z Niallem żółwika, a mnie przytulił. Chłopak wrzucił do bagażnika swój plecach po czym zajął miejsce pasażera.
- Co jej się stało przez te dwa i pół miesiąca? - zapytała Blair.
- Reakcja obronna. - westchnęłam.
- Nie rozumiem. - Niall podrapał się po karku.
- Rzecz w tym, że nikt nie rozumie. - odparłam.


Hej kochani, rozdział pojawi się dopiero w sobotę następną, ponieważ, przyjeżdża do mnie laska z wymiany POLSKA-SŁOWENIA, muszę się nią zająć, musicie wytrzymać <33
lofki - Śnieżka

wtorek, 2 września 2014

Prolog części II

Spojrzałam za okno po raz setny. No tak kolejny dzień do zniesienia. Przecież zniknął na dwa i pół miesiąca. To nic…nic oprócz tego, co ze mną się stało po jego wyjeździe. Tęskniłam, z początku bardzo, jak za Deanem. Tylko, że do mojego zmarłego przyjaciela nie czuję żadnej u razy, do Nialla zaś dość dużą.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Znów ta zmęczona twarz, worki pod oczami i zaczerwienione policzki od ilości wylanych łez. Nadal nie mogę się pozbierać po jego stracie.

Patrzyłam na telefon od ponad kilku godzin…chyba, straciłam poczucie czasu tego co się ze mną działo. Wiedziałam przynajmniej to, że spędziłam nad komórką o wiele za dużo czasu czekając na jakikolwiek sygnał od mojego chłopaka.
Nie wierzyłam Harry’emu, że Niall zgarnął Blair i pojechali…właściwie to nie wiem gdzie. W każdym bądź razie wierzyłam, że Niall wróci, że zadzwoni, że powie, że będzie za nie długo w domu, że położę się obok niego i zasnę z nim.
Usłyszałam trzask drzwi odgłos kroków, ale się tym nie przejęłam. Czekałam na połączenie od blondyna, tylko to się liczyło. Nic więcej.
- Winter. – usłyszałam Harrego.
Podniosłam głowę i spojrzałam na mojego przyjaciela. Wyglądał podobnie do mnie, tęsknił za Blair równie mocno, co ja za Niallem.
- Siedzisz nad tym telefonem dwa dni. Dosłownie. – westchnął. – Jadłaś coś?
- Taa…- zbyłam go.
- Mam nadzieję, że tak. Połóż się spać.

W życiu nie pomyślałabym, że te dwa i pół miesiąca zbliżą mnie na tyle do Harrego, że będzie on dla mnie taki sam jak Dean. Kochanym starszym bratem, który będzie się mną opiekował, którego potrzebowałam przez ten czas.

Leżałam na łóżku przytulona do szarego swetra Nialla. Patrzyłam na Harrego, który siedział na skraju mojego łóżka, która stała na lekkim drewnianym podeście, w naszym wspólnym mieszkaniu. Budowla została wyrzucona, nie chciałam jej już, nie mieściła się w naszym azylu.
- Nie zadzwoni…prawda? – miałam już takie łzy w oczach, że ledwo wiedziałam loczka.
Wyglądał na równie przybitego co ja. Wiedziałam co czuł. Pustkę…zostało tyle wolnego miejsca po wyjeździe Nialla, potrzebowałam ją zapełnić miłością, którą otrzymywałam systematycznie przez dwa miesiące…mało, ale przywiązałam się do blondyna…pokochałam go.
- Nie. – wyszeptał a ja wybuchłam niekontrolowanym płaczem. W końcu to musiało nastąpić, tyle dni samotnie spędzonych na czekaniu na ten telefon…nic po prostu cisza.
Łzy leciały strumieniami, ja się trzęsłam – to było nie do powstrzymania. Harry wszedł na łóżko. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął kołysać. Pocałował mnie w czoło.
- Spokojnie Wii…będzie dobrze, zobaczysz. – kołysał mną na boki, gdy ja nadal moczyłam łzami jego koszulkę.
Moja mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego co przeżywam. Weszła do pokoju z wiadomością, że zrobi nam coś do jedzenia.
- Dziękuję, nie jestem głodna. – odparłam mamie przez płacz.

Rozczesałam moje długie włosy, które zasłaniały moje ciało. Było grube…stanowczo za grube, wszędzie tłuszcz…nie podobałam się sobie. Dlaczego? Zdałam sobie sprawę, że Niall zostawił mnie bo mógł mieć każdą inną, więc po co trzymać mnie w nadziei, że będziemy sobie żyć razem do końca, skoro on może zdobyć nawet modelkę o idealnej figurze, idealnej do pieprzenia codziennie, której to nie będzie przeszkadzać. To oczywiste.
Ja natomiast wyglądałam okropnie, cały czas widziałam pochowane wały tłuszczu na moim ciele, mimo, że Harry mi mówił, że jestem za chuda. Ale to nic nie dało…

Zaczęłam kopać Harrego jak tylko mogłam. Wbijałam paznokcie w skórę Liama, i Zayna, tylko żeby mnie puścili. Wbiłam je tak, że aż z Liama ręki zaczęła lecieć krew. Ale nie poddawali się. Nie chciałam jeść…wszystko było tuczące, powodowało, że czułam się jeszcze gorzej i chciałam to wszystko zwymiotować.
- NIE!!! Nie będę jeść! Nie rozumiecie tego!!! – rzucałam się na krześle.
- Winter to tylko kurczak! – pokazał mi mięso wykąpane w tłuszczu.
- Nie słyszałeś, że kurczaki to jedno z najbardziej tuczących mięs? Mają w sobie zawarte i wyłącznie hormony, które są na gówno aktualnie mi potrzebne. – warknęłam patrząc na jedzenie. – Nie zjem ich. – Chciałam wstać ale od razu zostałam bardziej przyciśnięta do stołka.
Wmusili to we mnie. Gdy minęło pół godziny po moim posiłku, zadowoleni siebie wyszli z mojego domu. Ja zerwałam się z kanapy w salonie i pognałam do ubikacji. Klęknęłam przed toaletą. Wsadziłam szczoteczkę do zębów, czekałam na wymioty. W końcu fala strawionego i niestrawionego jedzenia wyleciałam przez moje usta. Kiedy ten koszmar się skończył upadłam obok kibla. Z siedzącej pozycji nacisnęłam spłuczkę by nie pozostawić po sobie żadnego śladu.

Czy próbowali więcej razy? Oczywiście. Praktycznie co trzy, no może cztery dni robili mi takie dramy, ale kończyło się zawsze tak samo – wymiocinami w ściekach.
Nasunęłam na siebie czarne rurki, białą bluzkę i skórzaną kurtkę. Sięgnęłam po kluczyki do mojego nowiutkiego camaro. Uśmiechnęłam się do siebie. Plusy bycia milionerką.

Ten film mógł mnie zabić, ale i tak postanowiłam odtworzyć płytkę od cioci, która znalazła ją w pokoju Deana. Byłą podpisana ‘na 19 urodziny siostrzyczki’ ciotka się pomyliła, mówiąc, że na „na 19 urodziny Winter”. Wsadziłam ją do odtwarzacza. Wcisnęłam play i patrzyłam z niepokojem na ekran.
Pokazał się w nim Dean. Był ubrany w ciuchy szpitalne, do ręki miał przypięto kroplówkę i widać było że ciężko oddychał.
- Słuchaj mnie młoda. Pewnie mnie nienawidzisz, za to że ci nie powiedziałem. Ale to byłoby umierać widząc się smutną i rozwaloną psychicznie. Wolałem tego uniknąć. I bardzo cię za to przepraszam. Rak płuc…złośliwy jest przecież nieuleczalny. – Westchnął ciężko. – Naprawdę cię przepraszam. Nie wiem czy to co właśnie zrobię sprawi, że przestaniesz mnie nienawidzić. Ale i tak jestem gotów i podpisałem już papiery. Pamiętasz może mojego dziadka z Anglii? Do którego jeździłem? Tam na północy Wielkiej Brytanii, ten co ma masę kasy i willę na wsi. Ja dostałem to w spadku. Jako, że nie nacieszyłem się tymi pieniędzmi dostajesz je…czy tego chcesz czy nie. Moja mama je ma. Nie wie tylko kiedy się dowiesz, po prostu zostawiłem film u mnie na biurku i czekałem na rozwój wydarzeń. Mam nadzieję, że dogadasz się z nią. Masz dla siebie firmę, willę, wszystkie moje rzeczy, mój motor i konto z – podniósł kartkę na której było napisane 3 mln. – to wszystko jest twoje. I mam prośbę. Wiem, że tęsknisz za mną…możliwe też że nienawidzisz teraz motorów…ale…ugh, będę brzmiał jak pedał. Błagam cię, widzę jaka jesteś szczęśliwa gdy jeździsz, jaka skoncentrowana jesteś na naprawianiu tego co się zepsuło. Jeżeli to zrobiłaś nie rezygnuj z tego co kochasz dotarło? Ani gimnastyka, ani motory, to ma być twoje. Masz tytuł Hot Ass i Królowej Torów Nowej Zelandii…
- Prosimy na badania. – usłyszałam głos pielęgniarki w tle.
- Pa Winter, przepraszam, że ci nie powiedziałem, kocham cię smarku, i będę twoim aniołem stróżem…albo diabłem, zależ jak mi się poszczęści. – puścił oczko do kamerki i tak zakończyło się nagranie.

Pamiętam miliony uczuć jakie przeze mnie wtedy przebiegły. Przez ten film codziennie chodziłam w kółko po pokoju zastanawiając się dlaczego miał umrzeć, gdyby nie wyścigi zmarłby może kilka tygodni później, za co Bóg go tak nienawidzi.
Wyszłam z domu zatrzaskując drzwi, przekręciłam klucz w zamku i pilotem otworzyłam garaż. Z dumą przeszłam obok moich dwóch motorów. Kolejne zaskoczenie prawda? Zero płaczu, ani ataku paniki. Motywacja w słowach Deana była ogromna, ale mój powrót na tor był bardzo efektowny

Startowałam praktycznie na ślepo, żadne kobiety nie brały udział w tych wyścigach, na dodatek nie miałam zamiaru nikomu mówić, że ja to ja. Bliźniaki się domyślą ale to zostawię sobie na potem.
Wjechałam na start i zajęłam miejsce między Harrym a Liamem. Nie wiedzieli, że startuję, mogli jedynie zorientować się, że jeden z przeciwników to kobieta, przez moją sylwetkę, mimo, ze byłam gruba, miałam cycki i biodra.
Kilku facetów zagwizdało, na co pokazałam im eleganckiego fucka z paznokciem pomalowanym na czerwono. Skwitowali to śmiechami. Ktoś rzucił, żebym się stąd zwijała, bo to nie dla panienek. Taaa…

***
- Co ty tu kurwa robisz?! – usłyszałam w interkomie Larrę.
- No zapłon to macie niezły. – skwitowałam pochylając się do przodu, wychodząc na prowadzenie. - Ile minęło? Cały wyścig?
- Ha ha ha. – burknął Dylan. – Śmiej się.
- Dobra nie pierdolcie, tylko ustalcie moje położenie, chcę wiedzieć jak daleko mam do mety. – burknęłam.
- Skarbie, tylko dwie przecznice. Jak tak dalej pójdzie to wygrasz.- wypaliła Larra.
- Zapomnieliście że ja zawsze wygrywam. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Skromność przez ciebie mówi. – zaśmiał się Dylan.
- Jak zwykle podczas wyścigów. – zawtórowałam mu. – dawać nitro?
- Spokojnie dojedziesz bez. Z palcem w nosie. – skwitowała Larra.
Miałą rację, wszyscy byli za mną a ja prowadziłam dobre kilkanaście metrów.
***
- A oto pierwsza kobieta, która wygrała Londyński wyścig. – mężczyzna ukłonił mi się jak księżniczce. Dostałam od niego rulonik pieniędzy. Dopiero wtedy zdjęłam kask. Oczy Harrego wypadły z orbity, tak samo jak Liama, Zayna, Louisa i ich dziewczyn.
Podeszłam do bliźniaków i przybiłam im piątkę.
- Ale ty…no…bo ty…- Harry się jąkał. – Kurwa co to było! Zmiażdżyłaś wszystkich! – loczek wyrzucił ręce w górę.
- Byłaś mega. – inni zaczęli mi gratulować.

Oczywiście z Harrym dobyłam podróż do Nowej Zelandii. Teraz nawet mieszkają tu Mia i Lilah. Lialh oczywiście nie rozłączna z George’em. Mamy lepszy sprzęt w bazie, ale to dzięki mojej niezależności finansowej. Pozmieniało się wiele, przede wszystkim zastąpiłam Nialla w wyścigach, często wyznaczam kto ma startować zwiększając nasze szanse na wygrane. Dużo czasu siedzę też w warsztacie grzebiąc w motorach, robiąc poprawki.
Po kilku minutach jazdy znalazłam się na schodach szkoły. Liam, Zayn, Lou i ich dziewczyny skończyli szkołę, zostałam ja i Harry, no i powinna być Blair i Niall, który powtarza klasę bo zawalił przedmioty humanistyczne, ale pomińmy ten fakt. Lilah postanowiła się do nas zapisać, ponieważ była w moim wieku. Staraliśmy zawsze trzymać się w trójkę. Po szkole najczęściej zawoziłam ich do domu a ja…rozklejałam się psychicznie.
Dałam Harry’emu i Lilah buziaka na przywitanie. To było zarezerwowane dla najbliższych.
- Jadłaś? – zapytali oboje na raz. Zaśmiałam się cicho. Zaczynali powoli przypominać bliźniaki.
- Serek odtłuszczony. – powiedziałam, wiedząc, że ich zadowoli jeżeli zjem cokolwiek.
- Tyle dobrze. – westchnęła Lilah.
- Macie to pojebane wypracowanie o wakacjach?
- Mam. Nakłamałam tam ile wlezie. – burknęłam.
- Ja tam opisałem wypad do Nowej Zelandii. – zaśmiał się Harry a ja przywaliłam mu w ramię. – Napisałem, że byłaś zalana w trupa.
- No jasne. Ja byłam pijana, ty żeś się kleju na wdychał. – odparowałam pamiętając co loczek bredził po kilku naprawdę mocnych shotach.
- Ja też to pamięta…- Lilah urwała w końcu zdania patrząc za moje plecy. Harry zrobił to samo co ona.
- Nosz kurwa nie mogę…patrzcie kto z martwych wstał. – zaklęła Lilah.
Odwróciłam się patrząc na parking szkolny. Z czarnego samochodu, którym tak często niegdyś jeździłam, wyłoniła się najpierw Blair. Widziałam jak szczęście maluje się na twarzy Harrego. Ale ja byłam skupiona na kimś innym. Patrzyłam na blondyna zimnym wzrokiem. Jeżeli bym mogła nie żył by już dawno…kocham go. Byłam wyprostowana jak struna a moja głowa była zadarta wysoko do góry. Nie zmieniło się nic oprócz jego fryzury. Teraz każdy był chyba świadomy, że jego naturalny kolor to brąz. Miał na sobie białą koszulkę, czarną kurtkę, dżinsowe rurki, które opinały jego niesamowicie chude nogi… chcę je! Schudnij kretynko! Twój były ma lepsze nogi od ciebie!… oraz białe converse’y.

A o to największy chuj, przystojny, idiota, kochany, sukinsyn chodzący po ziemi, dokonujący rzeczy niemożliwych. Panie i panowie bez zbędnego przedłużania Niall Dupek Horan.

Hej kochani, tak więc w raz z rozpoczęciem roku, zaczynamy II części Violent, Yeeey
Musicie uzbroić się w cierpliwość, ponieważ ostatnio dość ciężko mi się pisze rozdziały, nie obiecuje, że będą często, musicie być wytrwali - mówi z powagą na twarzy.
Oczywiście proszę o komentarze :)
I przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale po darmowym koncercie Kwiata, zgubiłam się w Krakowie i wróciłam dopiero o 23.10