Winter
Zeskoczyłam
z motoru Harry'ego, po czym rozmasowałam swoje pośladki. Nie mam
zielonego pojęcia jak Styles jeździ na tym motocyklu, naprawdę
musi mieć dupę ze stali. Ściągnęłam kask i odwróciłam się do
przyjaciela.
-
O której wrócisz? - zapytałam ziewając.
-
Nawet nie próbuj czekać, masz iść spać. - wskazał na mnie
palcem.
No
cóż od dość długiego czasu nie mogę się wyspać, bo zwykle śni
mi się ten sam koszmar, a gdy się obudzę, nie mogę zasnąć, mimo
ciągłych prób. Wtedy ląduję w kuchni pijąc szklankę ciepłego
mleka.
-
Cokolwiek. - zakryłam dłonią usta. - Nara frajerze, tylko się nie
schlej. - zamknęłam szybkę od jego kasku.
Ruszyłam
w stronę naszego apartamentowca.
-
Ej! Wszystko w porządku? - usłyszałam Harrego a w odpowiedzi
podniosłam rękę z kciukiem do góry, pokazując, że wszystko jest
okey. - Winter, zjedz coś.
-
Już lecę! - zakpiłam po czym weszłam do budynku.
Nie
miałam nic przeciwko posiadaniu pieniędzy, mieszkaniu w zajebiście
drogim apartamencie z niesamowicie pięknym widokiem, za oknem, które
umieszczone było tuż obok mojego łóżka. Miałam coś przeciwko,
jebanej godzinie nocnej co było zdecydowanie nietrafnym pomysłem
dla mieszkańców tego wieżowca.
Moi
sąsiedzi byli albo totalnymi snobami i arystokracją, która nie
życzyła sobie usłyszeć bicia twojego serca po godzinie 22.00. lub
nadziane dzieciaki, takie jak ja, bawiące się od rana do wieczora,
które mają wyjebane na sąsiadów z wyższych sfer. Można
powiedzieć, że w tym budynku są ciągłe kłótnie jeżeli chodzi
o imprezy czy bankiety.
Właśnie
gdy winda zatrzymała się na moim piętrze i drzwi się otworzyły,
zobaczyłam panią Mocasto ze swoim yorkiem na rękach, policjanta
oraz Charlotta'ę, moją wspaniałą sąsiadkę, która od czasu do
czasu zapraszała mnie na papierosa. Dziewczyna miała wysoko upięte
włosy, sukienkę, która odsłaniała jej plecy, białe rękawiczki
oraz czarne klasyczne szpilki.
-
Proszę pana, ta dziewucha od rana do wieczora imprezuje, tu się nie
da mieszkać. -starsza kobieta wymachiwała rękami na wszystkie strony. - wraca
rano upita, powodując wiele zamieszania, ja i moja Lily nie możemy
spać. - wskazała na pieska.
-
Z tego co mówi pani sąsiadka, wcale tak dużo się nie dzieje. -
policjant wydawał się być zagubiony w tym co właściwie się
działo.
-
Pani Mocasto, jak pani widzi, wracam właśnie z akcji charytatywnej
mojego ojca. Nie wykonałam żadnego złego ruchu aby kogokolwiek
obudzić. - Charlotta miała minę profesjonalnej snobki, więc
komendant nie mógł uwierzyć w słowa starszej kobiety.
Aby
dostać się do mojego apartamentu musiałam minąć moje kłócące
się sąsiadki, a żeby to zrobić, nie będąc wmieszaną w ich
wojnę, trzeba by było być czarodziejem
Zrezygnowana
ruszyłam w ich stroną z kaskiem pod pachą ziewając, jakby nie
spała od stuleci.
-
O pani Johnson! Jak miło panią widzieć, prawda, że młoda McCall
wyprawia huczne imprezy? - sąsiadka chciała mieć we mnie swoje
wsparcie ale ja postanowiłam się w to nie mieszać.
Wiedząc,
że Charlotta jest na wygranej pozycji wypaliłam.
-
Ja nic nie wiem, mam dźwiękoszczelne ściany. - skłamałam.
Puściłam
oczko do Char i podeszłam do moich drzwi. Otworzyłam mój
apartament, po czym weszłam do środka. Kask rzuciłam u moich stup,
ściągnęłam kurtkę by walnąć ją na komodę po czym stanęłam
przed lustrem.
Uśmiech,
który przed chwilą gościł na mojej twarzy zamienił się w
podkówkę a ja przewróciłam oczami. Spojrzałam na swój brzuch z
profilu, unosząc bluzkę.
-
Ja pierdole. - jęknęłam widząc na biodrach tłuszcz.
Nie
obchodząc się tym że jestem w przedpokoju, zrzuciłam z siebie
buty i spodnie, po czym w samej koszulce i majtkach powędrowałam do
kuchni. Otworzyłam lodówkę. Lekko się zdziwiłam widząc że jest
wypchana po brzegi samymi warzywami i zdrowymi rzeczami, oraz wielką
miską sałatki greckiej, którą mogłam zjeść w normalnej ilości,
bo nie specjalnie była tucząca.
Zobaczyłam
małą karteczkę od Larry. Dziewczyna kazała mi zjeść całą
sałatkę bo jak nie, to wepchnie mi ją do gardła własnymi rękami.
Zrezygnowana
posłuchałam prośby przyjaciółki i z małą miseczką sałatki
usiadłam w salonie. Jednak nim zabrałam się za jedzenie usłyszałam
dzwonek.
-
Ugh. - jęknęłam rzucając widelcem w miskę.
W
drzwiach stanęła Charlotta, już przebrana w dresy z masą
bransoletek na dłoniach. Pomachała mi paczką papierosów przed
twarzą, a ja odsunęłam się aby ją wpuścić do środka.
-
Wow, ty jesz. - zaśmiała się siadając na kanapie.
-
Żyć muszę. - przewróciłam oczami zabierając się za sałatkę.
- Co się stało?
-
A weź mi nie mów. - zaczęła zrzucać bransoletki z rąk ukazując
cienkie linie na nadgarstkach, pewnie dlatego że biżuteria ją
drapała po skórze. - Ojciec wymyślił sobie kurwa akcję
charytatywną, a że nie miał osoby, która by witała gości,
stałam przez pół nocy przy drzwiach jego galerii witając
wszystkich zasranych bogaczy a w zamian? Nic, po raz kolejny. Nic.
Nienawidzę go. -zakończyła swój krótki wywód. - A co u ciebie?
-
Nie lepiej. - burknęłam opierając się o kanapę oraz przeżuwając
pomidora. - Pamiętasz jak opowiadałam ci o akcji sprzed wakacji.
-
Aha, o chłopaku, który zostawił cię bez ani jednego słowa,
zabrał ze sobą swoją siostrę, która była twoją przyjaciółką,
przez co za nią też tęskniłaś, a że on się postanowił nie
odzywać, dostałaś załamanie nerwowego, bo myślisz że opuścił
cię bo jesteś brzydka i gruba, a potem twoja przyjaźń z Harry
wzrosła do tego stopnia, że niektórzy myślą, że jesteście
parą, no i dostałaś w spadku masę kasy, przeprowadziłaś się do
jednego wieżowca, gdzie poznałaś rąbniętą dziewczynę, z którą
wychodzisz na papierosa bo cię o to prosi i z tą, która ma cięcia
na nadgarstkach?
-
Tak o to. Wrócił do Londynu. - wepchnęłam fetę do buzi gdy
Charlotta zaczęła się krztusić dymem papierosowym. Gdy się
opanowała popatrzyła na mnie jak na dziwadło.
-
Co za dupek! - wypaliła. - skończyłaś? - spojrzała na moją
pustą miskę.
-
Yup. Daj szluga. - dziewczyna wyciągnęła do mnie paczkę
papierosów.
Wsadziłam
jednego w usta i pobiegłam założyć dresy aby spokojnie wyjść z
Char na dach wieżowca. Po kilku minutach stałyśmy na chłodzie,
opierając się o murek na dachu budynku. Wypuszczałam kółka z
dymu
-
Jak to możliwe, że wrócił? Znaczy...jaki to ma sens?
-
W sumie jestem głupia, że o tym nie pomyślałam, ale...Blair
musiała skończyć szkołę, zresztą to samo Niall, który teraz
kibluje. Jeżeli by nie chodzili, ktoś by to wykminił i skończyłoby
się prokuraturą, na co Horan nie pozwoli. - poskładałam wszystko
do kupy.
-
Jezus, co za porąbany świat. - wyrzuciła filtr od peta.
Ziewnęłam
głośno po czym przetarłam oczy dłonią.
-
Dobra ja idę spać, Harry mnie zabije, jak zobaczy, że nie śpię.
- ziewnęłam po raz kolejny.
-
I wy nie jesteście parą. - pokręciła głową.
W
mieszkaniu zrzuciłam z siebie ciężkie ciuchy, rozpuściłam włosy,
po czym z łazienki weszłam do pokoju. Uśmiechnęłam się widząc,
mój nowy pokój. Larra zrobiła mi najlepsze łóżko na ziemi. Masa
miśków z Disney'a była naprawdę świetna. Od razu wpakowałam się
pod narzutę i wepchnęłam głowę w miśki, zasłaniając sobie
głowę.
Sięgnęłam
jeszcze dłonią do małej lampki po czym zgasiłam światło, udając
się do krainy morfeusza.
Weszłam
na korytarz szkolny, który pomimo przerwy był totalnie pusty.
Spojrzałam na zegarek, nie było przerwy obiadowej, aby ludzi nie
było nigdzie indziej w szkole. Jednak mimo tego udałam się do
stołówki. Maszerując przez szkołę mogłam usłyszeć bicie
mojego serca, bo było aż tak pusto. Wyciągnęłam telefon i
zadzwoniłam do Nialla, jednak ten odrzucił połączenie.
Na
końcu korytarza zobaczyłam małą Horan.
-
Blair! - krzyknęłam do niej, na co blondynka odwróciła się i
pomachała, po czym skręciła w lewo.
Zaczęłam
biec w jej kierunku, jednak gdy stanęłam na miejscu mojej
przyjaciółki, zobaczyłam Harry'ego obok sali drzwi na dziedziniec
szkoły.
-
Styles?! Zaczekaj! - poprosiłam i ruszyłam w kierunku przyjaciela,
który mnie nie posłuchał.
Wybiegłam
ze szkoły, wszędzie było pusto, nigdzie nie było żywej duszy, to
aż prosiło się o krzak z pustynie i wycie wilka, lub świerszcze.
Przy drzwiach do stołówki, po drugiej stronie dziedzińca stała
Larra. Pomachała do mnie, abym szła za nią, po czym weszła do
stołówki.
Gdy
znalazłam się w tym samym pomieszczeniu co ona, zobaczyłam moich
przyjaciół. Stali w grupie, Niall, Blair, Harry, Larra, Dylan,
Lilah, Mia, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor a nawet Charlotta.
Ludzie z wyścigów, Stella, rodzice, Dean, wujkowie, koleżanki z
treningów gimnastycznych.
Uśmiechnęłam
się szeroko po czym chciałam do nich podbiec. Lecz gdy już miałam
się przytulić do Nialla, jakaś niewidzialna ściana odgrodziła
mnie od moich znajomych.
Blondyn
odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się złośliwie.
-
Myślałaś, że się tutaj dostaniesz? - zakpił.
Uderzyłam
dłonią w niewidzialną powłokę, wywołując tym falę po całej
jej powierzchni.
-
Próbuj dalej, nie chcemy cię tutaj. - zaśmiała się Blair.
-
Co? Dlaczego? - zapytałam widząc jak wszyscy patrzą na moją
zgarbioną osobę. - Przyjaźnimy się.
-
Przyjaźnić się? Z tobą? - Harry razem z Deanem stanęli po bokach
blondyna.
-
Błagam cię, z taką łamagą, brzydką, laską, która ma nierówno
pod sufitem? Jak można się bać motorów? - powiedział Styles.
-
Nie wspominając o wpierdzielaniu słodkiego, a potem się dziwisz,
że jesteś gruba. - zaśmiał się Dean. - I proszę cię, nie noś
nigdy więcej tej kiecki co miałaś ją wczoraj, tłuszczyk po
bokach ci wychodził.
-
Mówiłeś, ze wyglądam dobrze. - spojrzałam na mojego przyjaciela.
-
Och błagam, to było z grzeczności. - usłyszałam Lilah. - Serio
jesteś taka tępa, że się nie zorientowałaś?
W
tym momencie wszyscy zaczęli rzucać we mnie obelgami a ja stałam
jak kłoda zalewając się łzami, nie wiedząc co robić. Jedyną
osobą, która mnie nie wyzywała był Niall. Stał nieruchomo, w
samym centrum rej gromadki i patrzył prosto w moje zapłakane oczy.
Kiedy
wszystko zaczęło blaknąć, stałam w pustej przestrzeni, a przede
mną Niall, z założonymi rękami, z obojętnym wyrazem twarzy.
-
Chciałeś być ze mną. - wyjąkałam. - Prosiłeś mnie o bycie
twoją dziewczyną.
Nie
odpowiedział mi. Podeszłam do niego, a gdy dotknęłam jego dłoni,
rozmył się w powietrzu, zostawiając mnie samą. Odwróciłam się
na około siebie, ale niczego nie dostrzegłam, oprócz białego
koloru.
-
Halo?! - krzyknęłam przed siebie. - Jest tu ktoś?! - kolejna fala
przerażenia oblała moje ciało, a ja zalała się kolejnymi łzami.
- Ktokolwiek! - upadłam na kolana. - Błagam! Proszę. -
wypowiedziałam przez łzy.
W
tym momencie usłyszałam warkot silnika, jakiś motor jechał w moją
stronę, nie podniosłam się. Siedziałam w miejscu zszokowana do
puki, nie zrozumiałam, że zginę. Z mojego gardła wydarł się
głośny pisk i...
Gwałtownie usiadłam na łóżku,
łapiąc się za serce.
Znów to samo, ten sam sen od
kilku dni nie dawał mi spokoju, bałam się poniżenia, że zostanę
wyśmiana, i samotności. Bycie samą przerażało mnie, bo wiem, że
nie poradziłabym sobie w niczym. Pewnie gdyby nie Harry, to moja
depresja doprowadziłaby mnie do samobójstwa, na szczęście Styles
powoli wyciągał mnie z dołka.
- Winter? - w drzwiach stanął
zaspany Harry. - Znowu krzyczałaś przez sen. - przejechał ręką
po włosach.
- Znowu śniło mi się to samo.
- przetarłam ręką po oczach.
- To co? Szklaka dobrego mleka i
silne środki nasenne?
- Pewnie. - wygramoliłam się
spod miliona koców i miśków, po czym poszurałam nogami do kuchni,
za Harrym. Chłopak wyciągnął mleko, dwa kubki i dla mnie proszki
na spanie, po czym wsadził picie do mikrofalówki.
- Jadłaś coś? - spojrzał na
moje nogi. - Jezus, noś spodnie, jesteś za chuda.
- Mnie nie oszukasz. - burknęłam
patrząc na kolana oblane tłuszczem.
- Winter! - walnął ręką o
stół. - Jesteś chuda jak patyk, tylko skóra i kości, gdzie ty
widzisz tłuszcz.
Chodź na wagę.
Chwycił mnie za rękę po czym
pociągnął do ubikacji, gdzie kazał mi stanąć na wadze. Nawet
nie miałam odwagi spojrzeć na wyświetlone cyfry bo obawiałam się,
że wyskoczy o wiele za dużo.
- Ja pierdole. - usłyszałam jęk
Harrego.- Powinnaś warzyć przynajmniej 15 kilo więcej.
Usłyszałam a mi prawie zrobiło
się słabo. 15 ? Tylko tyle straciłam? Ważyłam 45 kg przy 168 cm?
To przecież tak dużo. Gruba kretynko, na co jadłaś tą tłustą
sałatkę. Usłyszałam w swojej głowie. Zaczęłam strasznie
płakać, nie chciałam wyglądać tak jak teraz, chciałam być
chuda, jak modelka, albo nawet lepiej, chciałam się podobać.
Miałam wrażenie, że wyglądam jak dynia, czasem w miała uczucie,
że jestem obżarta jak beczka, mimo że nie jadłam od kilku dni.
Harry przytulił mnie, a ja
wtuliłam się w niego. Zaczął mi mówić, że muszę wyzdrowieć,
bo doprowadzę się do grobu, a on chce, abym była szczęśliwa, i
że mam żyć z szerokim uśmiechem na twarzy, a nie jak cień.
Według niego ledwo mnie było widać. Zdrowa waga do mojego wzrostu
wynosiła 57.4. ale to było dla mnie za dużo. Ja chciałam aby na
wadze widniało 40 kg.
- Nie idziesz jutro do szkoły. -
powiedział Harry i zaniósł mnie do pokoju, widząc, że proszki
nasenne zaczynają działać. Ziewnęłam głośno powoli ruszyłam w
stronę swojej sypialni.
Miśki proszę was skomentujcie, bo mi się przykro robi, widząc że potrafiliście dać 25 komentarzy a pod ostatnim rozdziałem tylko 9 :c - Śnieżka