niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 50

przeczytaj notkę pod rozdziałem
Podniosłam się z krzesła piorunując Damone’a wzrokiem. Chłopak ewidentnie nie wiedział co zrobił, ale po opuszczeniu pomieszczenia przez Nialla, miałam ochotę go spoliczkować, tak, że miałby śliwę pod okiem do końca swoich dni.
Wyszłam z Niallem chcąc go dogonić ale nie znalazłam go w ogrodzie. Opuściłam posiadłość, wychodząc na ulicę. Blondyn szedł chodnikiem żwawym krokiem.
- Niall! – krzyknęłam za nim, ale postanowił mnie zignorować. – Zaczekaj!
Postanowiłam go dogonić, bogu dzięki że ubrałam te stare baletki. Dogoniłam chłopaka a gdy tylko moje palce dotknęły wierzchu jego dłoni, odsunął ją i odwrócił się gwałtownie.
- Kto to Dean? – wycedził przez zęby.
- Niall, to nikt ważny, dlatego nie mówiłam.- usiłowałam go odciągnąć od bolesnego tematu.
- Winter, nie jest nie ważny, ponieważ z tego co usłyszałem dość sporo o tobie wie, chcieli cię z nim swatać. Czy to jest ten sam chłopak co na twoim telefonie? – zapytał.
- Tak ale…
- To jest ten chłopak o którym rozmawiasz przez telefon i mówisz, że go kochasz? – nakręcał się a ja robiłam małe kroczki w tył.
- Tak ale on…
- Nie mam ochoty tego słuchać.- odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Dalej Wii zatrzymaj go…Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić…Po prostu to powiedz. Nie chciałam mówić nic co było związane z Deanem ale ta rozmowa była nie unikniona.
Pociągnęłam nosem i wtedy zorientowałam się że płaczę. Ofiara losu. Zawahałam się chwilę ale w końcu wzięłam się w garść. Niall był jakieś kilkanaście metrów przede mną.
- Jeżeli myślisz że zdradzam cię z Deanem to się grubo mylisz! – krzyknęłam tupiąc nogą jak mała dziewczynka.
Podniósł rękę w lekceważącym geście pokazując, że nie ma zamiaru mnie słuchać.
- Ja pierdole! Idioto on leżu od półtora roku w grobie! – krzyknęłam zmuszając go do zatrzymania się, a moja bariera między szlochem a histerycznym płaczem pękła.
Osunęłam się na ziemię zalewając się łzami. Mimo uprzednio branych leków, miałam wrażenie, że po raz kolejny dostaję ataku paniki, nie związanym z motorami, a uczuciem samotności. Cała drżałam, miałam płytki oddech…praktycznie ledwo nabierałam powietrza w płuca. To wszystko mnie przerosło. Nie chciałam wyjawiać tego Niallowi w taki sposób. Oddech ugrzązł mi w płucach, a ja łapczywie próbowałam go złapać. Moje ręce całe się trzęsły a liczne próby powstrzymania tego zdały się na nic.
Poczułam dłonie na moich policzkach. Błądziłam oczami na wszystkie strony nie mogąc się uspokoić. Wiedziałam, że osobą przede mną jest Niall, ale za żadne skarby nie mogłam się skupić na jednej rzeczy.
- Winter. – ton jego głosu był spokojny. – Winter spójrz na mnie, słyszysz? – uniósł moją twarz abym była zmuszona na niego patrzeć. – Spokojnie, oddychaj…nic się nie dzieje. Wdech-wydech. –instruował powoli usiłując mnie uspokoić.
W końcu mój oddech zwolnił.
- Bardzo dobrze. – jak można być tak bipolarnym?! Przed chwilą się na mnie złościł, a teraz mi pomaga. – Spokojnie, wszystko gra. – moja klatka piersiowa unosiła się i opadała. Przygarnął mnie do siebie a ja się rozpłakałam…tym razem normalnie.
- On…on nie żyje, już tak długo…- zaszlochałam - …dalej za nim tęsknie…nie…nie mogę się z tym pogodzić. – Niall mocniej mnie przytulił wiedząc że w tej chwili potrzebuję pocieszenia.
- Nie mów, jeżeli nie…
- Jesteś kretynem. – odsunęłam się do niego. – Jak ci nie powiem to będziesz mi robił wyrzuty do puki ci nie opowiem. – wypaliłam ścierając łzy z policzków.
Na jego twarzy wymalował się grymas. Wiedział doskonale, że mam rację. Westchnęłam ciężko. Podniósł się z ziemi, po czym podał mi rękę, którą od razu przyjęłam. Ruszyliśmy w stronę parku w ciszy. W końcu usiadłam na ławce czując, że stopa którą rozcięłam na biwaku, daje się we znaki.
Podwinęłam nogi pod klatkę piersiową.
- Usiądź. – wskazałam na miejsce obok siebie.
- Postoję.
- To długa historia. – burknęłam, dalej lekko zła na chłopaka.
Przewrócił tylko oczami po czym zajął miejsce obok mnie, na zielonej ławce. Patrzyłam tępo w drzewo przed nami, nie miałam zielonego pojęcia, jak zacząć to wszystko opowiadać, co powiedzieć, co zatrzymać dla siebie…Lepiej już nic nie zatrzymuj bo skończy się gorzej niż jest.
- Chyba najpierw muszę uwzględnić, że do ósmego roku życia nie uczyłam się w szkole. Rano uczyła mnie mama, a od godziny dwunastej do wieczora chodziłam na gimnastykę. Przeprowadziliśmy się do nieco większego miasta, gdzie spokojnie można było zapisać mnie do szkoły państwowej. – wymamrotałam. – Byłam totalnie aspołecznym dzieckiem, ale to tylko dlatego, że nie miałam tematu do rozmowy z innymi. Wszystko o czym mówiłam to była gimnastyka i nauka. Któregoś dnia w szkole wpadłam na jakiegoś chłopaka z wyższej klasy. Puścił jakąś ciętą uwagę, a ja mu odpyskowałam, zamykając mu tą nie wyparzoną jadaczkę. Całe zajście widział chłopak z czwartej klasy. Powiedział mi, że jeszcze nikt temu chłopakowi nie odpyskował. Tak poznałam Deana.
Można powiedzieć, że mnie do siebie przygarnął, przez co zaraziłam się chorą obsesją na punkcie motoryzacji. Mając piętnaście lat, Dean miał siedemnaście, poznałam Larrę, Dylana, Mię i Lilah. Dylan wygadał się o wyścigach przez co dostał mocno przez łeb od Larry. – Uśmiechnęłam się pod nosem. – Byłam kurduplem w tej całe załodze. Do puki nie zaczęłam jeździć, byłam osobą odpowiadającą za dane techniczne pojazdów. Szybko je zapamiętywałam, wiedziałam o każdym motorze, wszystko.
- Zauważyłem.
- A potem wsadzili mnie na motor. Za moją naukę odpowiadał Dean, którego traktowałam jak starszego brata. Nauczył mnie wszystkiego co umiał, po czym wystartowałam w wyścigu wygrywając go. W końcu wpakowali mnie do warsztatu. Półtora roku temu chcieli wypróbować nitro. – burknęłam wiedząc, że będę płakać.
- To jest przed śmier…
- …nie kończ proszę cię. - ledwo się trzymałam kupy. – Jako jedyna chciałam się nauczyć to montować, więc spróbowałam na motorze Deana. To było kilka godzin przed tym jak dali znać, że wyścig będzie wieczorem. Niemal błagałam o to żebym mogła jechać z nim, nie chciał się zgodzić bo następnego dnia miałam zawody gimnastyczne, ale w końcu uległ.. Zgodził się…- zaszkliły mi się oczy. – Coś poszło nie tak tuż przed metą, motor wpadł w poślizg. Dean zwolnił na tyle, że ześliznęłam się z motoru i lekko potłukłam, a on…- z oczu poleciały mi łzy. Kątem oka widziałam Nialla, który walczył ze sobą, nie wiedząc czy mnie przytulić czy nie. – a on wylądował w ciężkim stanie w szpitalu. Na następny dzień poszłam na te zawody z wieloma siniakami, patrzyli się na mnie, jakbym była z kosmosu. Udało mi się wykonać ćwiczenia na poręczach. I tylko tyle. Przed wejściem na równoważnię, zobaczyłam mamę Deana wychodzącą z trybun całą zapłakaną. Wiedziałam co się stało. Mój brat odszedł. Spadłam z równoważni przesuwając rzepkę…
- I to koniec?
- Nie, wolę powiedzieć wszystko, żebyś potem nie miał wątów. – powiedziałam płacząc. – Tydzień potem był pogrzeb, ale można byłoby go uznać za podwójny bo ja też nadawałam się do grobu. Przez śmierć Deana zaczęłam się bać motorów, które kochałam nad życie. Ale było gorzej. Tak się przejęłam odejściem brata, że nabyłam sobie jakże niesamowicie uroczej choroby psychicznej.
Niall popatrzył na mnie pytająco.
- Byłam anorektyczką, nie zauważyłam, nawet że nie przyjmowałam pokarmów, a jak się zorientowałam, nadawałam się i wyłącznie do ośrodka na leczenie. Nie trwało to długo. Zabroniono mi uprawiać gimnastykę co było dla mnie takim ciosem, że zaczęłam się leczyć. – cały czas płakałam przypominając sobie, okropny pobyt w ośrodku. – Byłam sama, rodzice pracowali, nikt mnie nie odwiedzał bo Dylan i Larra się zmyli z Nowej Zelandii a dziewczyny pojechały na praktyki do Australii. Masakra jednym słowem. Zaraz po wydostaniu się stamtąd przeprowadziłam się tutaj. Koniec historii. – burknęłam ciągnąc nosem.
Kątem oka zauważyłam, że Niall patrzy na mnie, w końcu owinął swoje ręce wokół mnie, przyciągając do siebie.
- Minęło tyle czasu a ja nadal nie pozbierałam się po jego śmierci. – wychlipałam. Lekko zaczęłam szczękać zębami bo było już dość chłodno. Niall odsunął mnie od siebie, ściągnął swoją kurtkę i kazał mi ją założyć.
- A najgorsze były w tym wypadku słowa udawanego współczucia, a w rzeczywistości nikt nie wiedział jak jest naprawdę. Nie mieli bladego pojęcia jakie to uczucie.
- No to teraz, mogę powiedzieć współczuję bez wyrzutów sumienia. – próbował mnie rozśmieszyć, ale niestety nie załapałam o co chodzi. – Straciłem rodziców pamiętasz.
- Jesteś okropny. – walnęłam go w ramię śmiejąc się; zrozumiałam jego żart.
W końcu zdecydowałam, że pójdę do domu. Niall odprowadził mnie do domu. Stanęłam na werandzie. Pocałowałam go jedynie w policzek, dając mu sygnał do tego, że ma iść do domu i dać mi pobyć w samotności. Wyrzuciłam to z siebie. Nareszcie.



W przyszłym tygodniu w piątek dodam rozdział 51 ale potem długo nie będę dodawać bo mnie nie będzie bo jadę na mazury, a potem będę systematycznie chodzić na lekcje angielskiego. Więcej powiem w przyszłym tygodniu :*

12 komentarzy:

  1. Super rozdział <3
    Wkońcu wiemy o co chodziło z Dean'em.

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG !!!!!!!!!!!!! jakie to jest smutne :( bardzo dobrze że mu wszystko wyjaśniła :) na pewno musiał dla niej byc to bardzo trudne ale dobrze że wzieła sie na odwage :D do piatku :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja <3 Akcja w opowiadaniu jest cudowna <3 strasznie lubię twoej opowadanie <3 Więc czekam z niecierpliwością do piątku <3
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział <3 W końcu dowiedzieliśmy się o co chodzi z Dean`em . Uwielbiam jak piszesz :DD Do piątku :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny. Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  7. WOW zarąbisty nie mogę doczekać się kolejnego =)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju popłakałam się jak czytałam to :c , szkoda że Dean nie żyje :( Do nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny <33333

    OdpowiedzUsuń
  10. Whooo !!! Zajebisty !! Co ja mówię !? On jest ZAJEBIŚCIE ZAJEBISTY!! Vghdhcgxgcfgfggdhf !!

    OdpowiedzUsuń