*Perspektywa Blair*
Cała w
skowronkach weszłam do domu, miałam w planach się przebrać, położyć spać, i
pójść do Winter wszystko jej odpowiedzieć. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu
widząc jak mega wkurwiona Winter mija
mnie w drzwiach mojego pokoju. W salonie stał Niall, z zaciśniętą szczęką,
rękami złożonymi w pięści i ciemnymi oczami, oraz czerwonym śladem ręki na
policzku. Oho, o co zaś poszło?
*Perspektywa Winter*
Wpadłam
uradowana do domu Horanów. Chciałam wyciągnąć Nialla do klubu. Razem z
bliźniakami chciałam zabalować na kilka godzin, strasznie się cieszyłam na ten
wypad, pomyślałam ze zabiorę Nialla, on pozna się z Dylanem a ja pogadam z
Larrą na babskie tematy. W sumie to coś nowego. Z własnej woli miałam zabrać
Nialla do klubu, własnej woli. Mi coś wali.
- Hejka! – przywitałam się z chłopakiem. Okazało się że
spał na kanapie w salonie. Uśmiechnęłam się na ten widok, wyglądał uroczo…Jezus
Maria, nie powiedziałam tego. Kucnęłam tak by mieć twarz naprzeciwko jego.
Śmiesznie wyglądał jak pojedyncze kosmyki włosów opadały mu na twarz.
Kotek…Co?!
- Niall. Wstawaj. – szturchnęłam chłopaka w ramię. –
Niall. Proszę. Wstań. Proszę, proszę, proszę, proszę.
- Już, wstałem . – jęknął.
–Co się dzieje?
- Idziemy do klubu. – uśmiechnęłam się.
Wstał z
kanapy i przetarł oczy. W tym stanie chyba będę go w stanie przekonać do
wszystkiego. W końcu człowiek przez pierwsze pięć minut po obudzeniu zachowuje
się jakby był pijany. Chłopak milczał przez chwilę.
- Możesz powtórzyć? – poprosił.
- Idziemy do klubu.
- Nie. Umówiłem się z chłopakami, nie dam rady.
- Trudno, pójdę sama. – wzruszyłam ramionami wstając.
Miałam wyjść z pokoju kiedy chłopak zatrzymał mnie, łapiąc poparzony
nadgarstek. Skrzywiłam się; od razu puścił moją rękę.
- Nie idziesz. – powiedział.
-Dlaczego?! –
uniosłam się.
- Bo w klubach jest niebezpiecznie. Jest tam masa
napaleńców, gwałcicieli.
- Będę z Dylanem i Larrą. – mierzyłam się z nim wzrokiem,
po prostu widziałam jak błękit przechodzi z jasnego kolory, przez granat aż do
czerni.
- Ale to nie uchroni cię przed dosypaniem czegoś do
drinku. Zostajesz. – warknął.
- Idę, nie będziesz mi rozkazywać. – wycedziłam przez
zęby.
- Nie.Idziesz. – nałożył nacisk na każde słowo. – Tylko
czekają na takie idiotki jak ty, by dosypać coś do picia, a potem zgwałcić.
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego pierdolenia, pójdę.
- Zostaniesz. Zadbam o to byś została. Nie wyjdziesz z
domu. – warknął.
- Pójdę. To takie trudne do zrozumienia?! Idę do klubu,
nie pytam cię o zdanie.
- Do jasnej cholery Winter! Zostaje w domu! Nie pójdziesz
do klubu, to niebezpieczne! Proste Logiczne. Mam w dupie twój sprzeciw. – nie
zdążyłam zareagować, kiedy wyciągnął mój telefon wykręcając do kogoś numer. Po
chwili patrzyłam jak rozmawia z moją matką wkręcając jej kit, że źle się czuję,
i żeby mnie przypilnowała. Oddał mi telefon do ręki a ja patrzyłam na niego z
niedowierzaniem.
- Nie wyjdziesz nigdzie. – mierzył mnie chłodnym wzorkiem.
– Brakowałoby tego abyś ubrała się jak dziwka i poszła do klubu. – przegiął.
Wzięłam zamach. Pod wpływem uderzenia odwrócił głowę; na policzku miał śliczny
ślad mojej ręki.
- Nienawidzę cię! – krzyknęłam i mega wyszłam z salony. W
drzwiach frontowych domu minęłam zdezorientowaną Blair. Nie zastanawiając się
na niczym, uruchomiłam GPS wstukując adres zamieszkania bliźniaków. Kiedy trasa
się wyświetliła, sprintem pobiegłam do nich do domu.
***
- Chcesz jeszcze jednego?! – Larra usiłowała przekrzyczeć
muzykę. Pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna skinęła na barmana, który podał
nam kolejną kolejkę owocowych drinków. Wypiłam już bardzo dużo alkoholu. Dylan
lizał się z laskami po kątach a ja z Larrą, wlewałyśmy w siebie hektolitry
wódki. – Patrz na tamtą laskę. – wskazała palcem. – Ślini się do Dylana, mój
braciszek zaliczy dzisiaj niezłe ruchanko! – zaśmiała się.
- Widzę! Ale patrz, tamta też ma na niego chrapkę. –
wskazałam na jedną z blondynek. – Wyczuwam trio! – przybiłam jasnowłosej
piątkę. – Zwianie z domu było zajebistym
pomysłem! – Przekrzyczałam muzykę.
- Mówisz?! Jest zajebiście. Kurde kobieto żałowałabyś!
Dobrze, że znalazłam ci te krótkie spodenki i bluzkę. – zaśmiała się. No tak.
Pierwszą czynnością po przyjściu do bliźniaków było przeszukanie szafy Larry
czy ma coś na mnie. Dziewczyna była chudsza, dżizas ja chcę jej figurę.
Znalazłyśmy krótkie spodenki, z liczbą 96, bluzkę bez ramiączek i buty na
koturnie z platformą. Były bardzo wysokie.
- No ale przynajmniej znów pokazujesz swój Hot Ass. –
zaśmiała się.
- Powrót gorącego tyła Winter Johnson! – przybiłam jej
żółwika, po czym znów wypiłyśmy po shotcie. Wyszłyśmy z loży na parkiet.
Tańczyłyśmy razem, dzisiaj szczerze powiedziawszy miałam dość patrzenia na
jakiegokolwiek faceta. Strasznie się chwiałyśmy na nogach, no cóż Larra nie
miała lepiej niż ja. Ja mam koturny a ona szpilki na platformie. Ten sam
problem. Śmiałyśmy się tak strasznie, byłyśmy w centrum uwagi. Jak w Nowej
Zelandii. Jak mi tego brakowało. Razem z Larrą postanowiłyśmy ubabrać farbą,
która świeci w ultrafiolecie. Byłam cała w kolorowych kropkach. Do tego
świeciłyśmy się strasznie. Razem z Larrą zrobiłyśmy sobie niebieskie usta. Po
czym zmoknęłyśmy się w oba policzki robiąc ślady na skórze. Związałam włosy w
kucyka i ochlapałam je farbą tworząc kolorowe ombre. Larra poszła za moim
śladem.
Po pół
godziny zabawy na parkiecie wróciłyśmy do loży. Dopiłam drinka i zamówiłyśmy
kolejne shoty. Moja oparzone ręka dała się we znaki. Zaczęłam ją drapać, błagam
co mogę sobie zrobić przez głupie drapanie. Ulżę sobie, nie zrobię sobie nic.
Wstałam
gwałtownie, zachwiałam się mocno, to musiało być spowodowane alkoholem, z
resztą głowa też mnie zabolała, opadłam z powrotem na czerwonej pufie. Larra
wypiła shota i poklepała miejsce obok siebie. Chciałam podejść do niej, ale
kiedy tylko podniosłam swoją gorącą dupę z kanapy wszystko zaczęło wirować.
- Wii, wszystko okej? – zapytała mnie mój przyjaciółka.
- Nie…bardzo. – powiedziałam, po czym runęłam na ziemię
tracąc przytomność.
***
Obudził
mnie cholerny ból brzucha i głowy. Na nadmiar tego wszystkiego, strasznie
piszczało mi w uszach. Zwinęłam się w kulkę. Usłyszałam kroki. Ktoś kucnął
naprzeciwko mnie.
- Winter. – nie, tylko nie Niall. Opieprzy mnie z góry na
dół, a potem usłyszę „A nie mówiłem?”. – Otwórz oczy, Kangurku. – uchyliłam
powieki, najpierw zobaczyłam twarz blondyna, a gdy przeniosłam wzrok na okno,
światło słoneczne mnie poraziło. Zacisnęłam mocno powieki.
- Winter, pokaż oczy.
Pokręciłam
przecząco głową. Przez światło praktycznie nic nie widziałam. Po chwili
poczułam jego palce na mojej powiece. Otworzył moje oko, po czym zaczął je
oglądać jak lekarz.
- Winter, jesteś pod wpływem narkotyków, musisz
zwymiotować. – powiedział. Nakryłam się kołdrą, mając nadzieję, że odbierze to
jako sprzeciw. Wymiotowanie, nie dziękuję, przez jadłowstręt dość dużo
wymiotowałam. Nie będę powodować wymiocin. To już nie moja bajka.
No cóż, z
Niallem Horanem się nie dyskutuje i powinnam sobie to zapamiętać. Chłopak nie
pytając mnie o zdanie, wyjął mnie spod kołdry biorąc na ręce w stylu panny
młodej. Lekko otworzyłam oczy, byłam w samych majtkach i za dużej koszulce.
Podrzucił mnie lekko, poprawiając ułożenie mojego ciała. Nie miałam siły na
nic. Niech on mnie w końcu zostawi w świętym spokoju.
Usunął
rękę spod moich nóg. Przytrzymał bym się nie przewróciła. Po chwili siedziałam
na zimnych kafelkach w toalecie.
- Winter, musisz zwymiotować, jak nie sama, to ja ci w tym
pomogę, ale to nie będzie przyjemne. - starał się nawiązać ze mną kontakt
wzrokowy. – Hej, słyszysz.
Pokiwałam
głową.
- Z mojej strony będzie to wyglądać, tak że będę uciskać
twój brzuch, uwierz mi to nie jest przyjemne. – Powiedział. Nie odezwałam się
ani słowem. Chłopak usiadł za mną, i po chwili poczułam jak układa pięść na
moim brzuchu.
- Nie, nie, dam radę. – jęknęłam. Od razu się cofnął
Otworzyłam
lekko oczy. Jak uciśnie mi brzuch to mu wydrapię oczy. Wzorkiem odnalazłam
jakąś szczoteczkę. Z ziemi sięgnęłam po nią. Pochyliłam się nad ubikacją, nie
byłam w stanie tego zrobić, kiedy on na mnie patrzył.
- Niall, odwróć się. – usłyszałam jak chłopak wzdycha
ciężko. – Proszę.
Byłam
pewna że przewrócił oczami, ale wysłuchał mojej prośby. Wsadziłam szczoteczkę
do gardła, potem poszło z górki. Zwymiotowałam do kibla, chyba faktycznie coś mi
dosypali, bo rzygi był dość dziwnego koloru. Spłukałam wodę w klozecie,
zmęczona usiadłam na podłodze. Szczoteczka leżała gdzież za muszlą.
Chwyciłam
rękoma umywalkę; podciągnęłam się. Wypłukałam usta.
- Chcesz się napić? – zapytał niemal od razu.
- A mogę coś zjeść?
- Daj sobie pół godziny. Idź się położyć. – popchnął mnie
w stronę jego sypialni. Posłusznie udałam się do jego pokoju. Byłam bardzo
zmęczona, a do tego kac mnie trzymał, po wczorajszym "balu". Owinęłam
się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy.